Studentka oskarża o gwałt doktoranta UW

i

Autor: Wikipedia, CC, Fot. Adrian Grycuk, 2019 Studentka oskarża o gwałt doktoranta UW

Prokuratura zajmuje się gwałtem studentki UW. Oskarżany doktorant zabiera głos

2021-04-18 8:48

Bicie, duszenie, ciągnięcie za włosy – tak wydarzenia opisuje studentka Uniwersytetu Warszawskiego, która oskarża doktoranta o gwałt. Prokuratura wszczęła już śledztwo w tej sprawie. Do tej pory mężczyzna nie komentował zdarzeń. Zdecydował się jednak opowiedzieć nam swoją wersję. Co wydarzyło się jesienią 2020 podczas wyjazdu integracyjnego?

O bulwersującej sprawie gwałtu studentki Uniwersytetu Warszawskiego pisaliśmy już kilka dni temu. Kobieta miała zostać czterokrotnie wykorzystana seksualnie podczas wyjazdu integracyjnego dla studentów pierwszego roku. Sprawcą miał być doktorant Marcin Kozak. Mężczyzna zgodził się przedstawić nam swoją wersję zdarzeń. Stanowczo twierdzi, że do gwałtu nie doszło, a o sprawie dowiedział się na początku kwietnia z mediów.

Wyjazd integracyjny

Wrzesień 2020. To trudny początek roku akademickiego, bo studenci, ze względu na pandemię koronawirusa, nie mogą spotkać się na kampusie. Obostrzenia wykluczały też organizację obozów integracyjnych przez Uniwersytet Warszawski. Zrodził się pomysł, by zorganizować taki wyjazd „na własną rękę”. To właśnie tam miało dojść do brutalnego gwałtu.

Marcin Kozak, doktorant UW, nie cieszył się dobrą opinią. Jak opisuje studentka, która prosi o anonimowość, już wcześniej ostrzegano ją przed mężczyzną. - Jak poznasz takiego człowieka, będzie ci się chwalił, że skończył prawo i będzie cię częstował narkotykami – uciekaj od niego. Zanim przyjechałam wiedziałam, że mam się do niego nie zbliżać dla własnego bezpieczeństwa, bo jak się słyszy o kimś takie obrzydliwe rzeczy, to lepiej nie ryzykować, że się to potwierdzi – relacjonuje studentka.

Bicie, duszenie, ciągnięcie za włosy

Do gwałtu miało dojść cztery razy. Pierwszej nocy – trzykrotnie. Kobieta przypuszcza, że przed zdarzeniem mogła zostać odurzona narkotykami, które doktorant miał mieć przy sobie podczas wyjazdu. Wskazywać na to miała utrata świadomości. - Byłam gwałcona. Przez cały ten okres ze stanu nieświadomości wyrywały mnie agresywniejsze ruchy z jego strony. Bicie mnie, duszenie, ciągnięcie za włosy – relacjonuje studentka.

Seks oralny w dwie strony

Doktorant stanowczo zaprzecza, że doszło do takiego zdarzenia. Jego zdaniem, po czasie spędzonym wspólnie z innymi studentami, poszedł z kobietą do swojego pokoju. - Spędziliśmy tam około pół godziny, do czterdziestu pięciu minut, nie zaś, jak twierdzi, wiele godzin do rana. Nie doszło do intensywnego zbliżenia. Bardziej do rozmowy i przytulania – relacjonuje Marcin Kozak. - Istniały tylko niepenetracyjne stosunki seksualne w obie strony - dodaje.

Tylko marihuana

Mężczyzna także stanowczo zaprzecza, że podał kobiecie środki odurzające. - Widziałem, że zażyła marihuanę. Zaznaczam, że nie była to marihuana, która pochodziła ode mnie. Zażyła ją w pełni świadomie i na podstawie własnego wyboru – mówi doktorant. W rozmowie z nami kobieta przyznała, że świadomie nie zażywała żadnych środków odurzających.

Pisała, że tęskni

Oskarżany o gwałt doktorant przyznaje, że ma szereg dowodów, które wskazują, że nie jest winny. Jego zdaniem historia brzmi nielogicznie. Mężczyzna podkreśla, że nie spędził z kobietą całego wieczoru, kiedy miał dokonać przestępstwa. W tym czasie m.in. odprowadzał znajomą na dworzec, na co wskazują dowody cyfrowe. Miał rozmawiać z kobietą, która oskarża go o gwałt dopiero od północy. Z jego relacji wynika, że na osobności spędzili maksymalnie czterdzieści pięć minut. - Trudno też wyobrazić sytuację wielogodzinnego gwałtu oralnego – relacjonuje doktorant.

Na niewinność mężczyzny mają też wskazywać m.in. zdjęcia kobiety umieszczone w mediach społecznościowych tuż po zdarzeniu oraz ich wspólne konwersacje.

- Jestem zszokowany, że może mówić o biciu, duszeniu, ciągnięciu za włosy i gwałceniu. Na podstawie paru zdjęć, które umieściła na drugi dzień w social mediach widać, że nie ma nawet jednego zadrapania - mówi doktorant. - W związku z tym niemożliwe jest, żebym ją bił, albo dusił. Dowody temu przeczą. Tak samo nasze rozmowy wskazują na to, że nie doszło do żadnych negatywnych wydarzeń. Po tym, gdy już rzekomo miałem ją trzykrotnie zgwałcić, wciąż do mnie pisała i zapraszała na wódkę czy spacer. Pisała także po wyjeździe. O ile jest psychologicznie możliwe, że po jednokrotnej sytuacji pojawi się syndrom sztokholmski wobec swojego oprawcy, to trudno sobie wyobrazić, że po każdorazowym brutalnym gwałcie ofiara pisze do mnie z propozycją spotkań i entuzjazmem, a na koniec stwierdza, że będzie tęsknić - dodaje.

„Nikt nie przeprasza swojego gwałciciela”

Studentka relacjonuje, że po zdarzeniu była rozbita fizycznie i psychicznie. - Pierwsza myśl była taka, że być może on zacznie temat i powie co się wydarzyło, dlaczego się u niego znalazłam. Druga myśl, to było chyba początkowe wyparcie tej sytuacji – relacjonuje ofiara. Kobieta przyznała, że podjęła rozmowę z doktorantem. Mężczyzna miał szantażować ją emocjonalnie wykorzystując informacje o jej partnerze. - Mój partner wiedział już, że zostałam zgwałcona, więc to była nieudana manipulacja z jego strony – dodaje kobieta.

Mężczyzna przyznaje jednak, że to on poczuł się urażony, bo zanim doszło do zbliżenia, kobieta nie powiedziała mu, że jest w związku. - Sama stwierdziła, że nie musi mnie o tym informować, bo słyszała, że utrzymuję relację z wieloma osobami, więc nie będzie mi to przeszkadzać. Uznałem to za bardzo przedmiotowe podejście. Powiedziałem jej, że to dokładnie tak samo, jakbym ja słyszał, że ona jest „łatwa” i z tego powodu nie musiałbym jej mówić, że mam dziewczynę, jeślibym ją miał. Zadeklarowałem, co jest na piśmie, że nie poinformuję go o niczym, kimkolwiek by był. Ten argument do niej trafił, ponieważ przeprosiła mnie za to, że nie powiedziała, że ma chłopaka. Nikt nie przeprasza swojego gwałciciela za niepowiadomienie o tym, że jest się w związku. W tej sytuacji nie da się nikogo poinformować. To kolejna sprzeczność w tej historii – tłumaczy Marcin Kozak.

Postępowanie UW

Studentka przyznała, że w lutym zgłosiła się do konsultantki ds. przemocy seksualnej na Uniwersytecie Warszawskim. Tam uzyskała pomoc psychologa i psychiatry. Dowiedziała się też, że w sprawie Marcina Kozaka „coś już się dzieje”. Dopiero później ofiara dowiedziała się, że UW prowadzi postępowanie, ale ws. handlu narkotykami. Przyjaciel studentki, za jej zgodą, wysłał do odpowiednich organów UW list, w którym opisał sytuację z obozu integracyjnego. Kiedy wiadomość nie spotkała się z żadną reakcją uczelni, kobieta zdecydowała się ją nagłośnić.

- 2 kwietnia jeden z aktywistów SKA (Studencki Komitet Antyfaszystowski, przyp. redakcji) wysłał maila do rzeczniczki dyscyplinarnej, która prowadzi postępowanie wyjaśniające w sprawie obrotu narkotykami. Wspominany mail nie zawiera szczegółów zdarzenia i pochodzi od osoby trzeciej, dlatego nie może być traktowany jako zgłoszenie. Mail ten wiązał się z wezwaniem świadka na przesłuchanie i jako taki dotyczył czynności, których przesłuchanie miało dotyczyć. Jest niezgodne z podstawowymi zasadami rzetelności procesowej bazowanie na treści maila dotyczącego przesłuchania przed samą czynnością przesłuchania. Dodać należy, że rzecznik dyscyplinarny przesłuchał już autora w charakterze świadka – wyjaśnia rzeczniczka UW, Anna Modzelewska.

W sprawie Marcina Kozaka 16 marca rozpoczęło się już postępowanie wyjaśniające na UW, ale w sprawie obrotu substancjami odurzającymi. - Cały czas trwa przesłuchanie świadków i analiza materiałów dowodowych. Sprawa jest wielowymiarowa i badane są nowe wątki. Lista świadków została rozszerzona w związku z pojawiającymi się nowymi informacjami – dodaje rzeczniczka. W sprawie pojawiły się także wątki przemocy seksualnej.

Śledztwo prokuratury

W czwartek 15 kwietnia Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo, które dotyczy przestępstw zgwałcenia oraz podejrzenia udzielania narkotyków. Chodzi o dwie osoby pokrzywdzone. Jedna z nich to studentka, z którą udało się nam porozmawiać. Drugi gwałt miał mieć miejsce w 2020 roku w Warszawie.

Raport z anteny 16.04, godz.10