Działają i pomagają lokalnie. Ten mały bar ma właściciela o wielkim sercu

2022-09-30 21:18

"Bar do Syta" przy bazarku na Gotarda od jakiegoś czasu oferuje opcje "zawieszonego obiadu". Oznacza to, że ci którzy mogą, fundują obiady tym, którzy tego potrzebują. A tych drugich niestety nie brakuje. Znamy tych ludzi i wiemy, że mają trudną sytuację - mówi Grzegorz Jędrzejczak, właściciel "Baru do Syta".

Akcja nie jest nowa, ale bardzo potrzebna

Pomysł panu Grzegorzowi Jędrzejczakowi, właścicielowi "Baru do Syta", podrzucili znajomi, między innymi pani Tatiana z fundacji pomagającej zwierzętom, druga pani Tatiana ze Szlachetnej Paczki, Marta Witecka, która jest ciocią zmarłego już Natanka "Pana Torpedy", Mateusz Krzywousty, Marcin Rebeliant i inni znajomi.

Bar mieści się przy Bazarze na Gotarda - Bazarek jest umieszczony między przychodnią zdrowia a kościołem, więc przychodzą tu praktycznie sami starsi ludzie. Blokowiska są z lat 70-tych, mieszkania ludzie dostali tu 40 czy 50 lat temu, sami mają po 70 czy 80 lat.

Ci ludzie skarżą się na swoją sytuację, spowodowaną drastycznymi podwyżkami cen jedzenia, prądu, czynszów... W tej chwili czynsze na osiedlu zostały podniesione z 580 zł do 880 zł. Dla ludzi, którzy mają 1200 zł emerytury, jest to dramatyczna sytuacja - przyznaje pan Grzegorz i dodaje, że kto przyjdzie do baru i poprosi, ten dostanie. Nikt nie będzie się interesował, czy jest on alkoholikiem, czy jest bezdomny. Skoro prosi, to znaczy, że potrzebuje. - Wszystkich bierzemy, nie sprawdzamy dokumentów - zaznacza.

"Bar do Syta" to miejsce wyjątkowe, bo tutaj na co dzień spotykają się osoby, które pomagają i te, które tej pomocy potrzebują. Paragony za "zawieszone obiady" wiszą w foliowej koszulce, aby każdy mógł widzieć, czy jest możliwość poproszenia o obiad. Co otrzymują potrzebujący w ramach "zawieszonego obiadu"? Zawsze jest to zupa i drugie danie. Zupę można wybrać spośród z trzech danego dnia.

- Trudno w dzisiejszych czasach nie pomagać osobom starszym, które są najbardziej dotknięte problemem kryzysów finansowych. Myślę, że takie miejsca, które są lokalne, nie duże organizacje, tylko lokalni przedsiębiorcy, którzy pomagają takim osobom, to ludzie najbardziej wartościowi. Znają ludzi, wiedzą komu pomagać i jak pomagać. Dlatego bardzo chętnie raz na jakiś czas tutaj zajrzę i zawieszę paragon! - mówi klientka, która zdecydowała się "zawiesić obiad".

Niedługo po niej przychodzi pani Hania po odbiór "zawieszonego obiadu". Starsza, schorowana pani niedawno spędziła dwa tygodnie w szpitalu. Po wyjściu przepisano jej leki, które za każdym razem kosztują ją niemal 400 zł. - Na życie nic mi nie zostaje... A tutaj ciągle podpytuje o mielone, bo dobre są! - przyznaje i chwali właściciela baru za inicjatywę.

W foliowej koszulce w piątek było około 35 paragonów. Właściciel lokalu przyznał, że najprawdopodobniej do wtorku wyda wszystkie zawieszone obiady. Dlatego ważne jest, aby ludzie wciąż chcieli pomagać.

Nie tylko obiad

Wystarczy spędzić chwilę w barze, aby zorientować się, że to nie tylko akcja "zawieszania obiadów". Pan Grzegorz do potrzebujących klientów podchodzi kompleksowo i każdemu stara się pomóc jak tylko może. - Organizujemy ubrania dla osób bezdomnych, które ich nie mają, jak na przykład dla pani Teresy i pana Jarka. Organizujemy im materace, poduszki i pościel. Wyprawkę do szkoły dla małej Klary. Organizujemy zbiórkę na leki dla pani Eli... to znaczy już uzbieraliśmy i kupiliśmy. Organizujemy wszystko, co się da - wymienia pan Grzegorz.

Pan Grzegorz, tak jak wiele innych osób, współpracuje z wolontariuszami Szlachetnej Paczki i przekazuje im pozyskane od osób potrzebujących zgody na kontakt. Dzięki takiemu działaniu wolontariusze mogą dotrzeć do ludzi, którym być może będą mogli pomóc. W to działanie zaangażowana jest Aleksandra Urbańska, wolontariuszka Szlachetnej Paczki z rejonu Mokotów Południe.

- Okazało się, że tych ludzi jest bardzo dużo... My jako wolontariusze działamy, chodzimy i odwiedzamy tych ludzi. Staramy się pomóc, jeżeli tylko taka możliwość jest - mówi Aleksandra Urbańska. A pan Grzegorz dodaje, że sam co prawda jest właścicielem lokalu, o którym zrobiło się głośno, ale pomagają tak naprawdę wszyscy.

- Pani Halinka nie ma pieczywa, nie ma wędlin na kolacje. Panie z zakładów mięsnych Zielonka pomagają kupić te rzeczy dla pani Halinki czy pana Jarka, który też tych rzeczy nie ma. My tutaj wszyscy całą społecznością staramy się pomagać. Ja sam nie zrobię nic - zaznacza pan Grzegorz.

Właściciel baru dba o społeczność tych, którzy pomagają. Co tydzień w sobotę organizuje spotkania przy kawie czy grillu. - Zapraszam do baru na Gotarda. Może nie będzie gdzie usiąść, ale z pewnością będzie co zjeść! - zapewnia.

Jeśli nie ma Was w Warszawie, a chcecie pomóc w tej akcji - możecie to zrobić zdalnie. Więcej informacji na stronie bardosyta.waw.pl.

Interwencja Straży Miejskiej na Pradze-Południe. Funkcjonariusze profesjonalnie zajęli się osobą bezdomną, która potrzebowała pomocy