Szkoła

i

Autor: Eska

Rewolucja w edukacji

W tej szkole oceny cyfrowe idą w niepamięć. „Szkoła jest po to, żeby być przyjazna dzieciom”

W Dąbiu, miejscowości w województwie śląskim, jedna szkoła postanowiła od nowego roku porzucić ocenianie oparte na cyfrach. Nowy model ma udowodnić, że w szkole liczy się więcej, niż tylko oceny. A sama nauka, to przyjemność. W zmianie pomógł szkole m.in. udział w różnych międzynarodowych projektach, a chodzi o to, żeby „odczarować” obecne myślenie.

W Szkole Podstawowej w Dąbiu (woj. śląskie) dyrektor wraz z całym zespołem nauczycieli od nowego roku przestali oceniać uczniów za pomocą stopni. Cyfrowe oceny można powiedzieć, że powoli przechodzą do lamusa. Dyrektor placówki mgr Joanna Marcinkowska zgodziła się opowiedzieć o tym, co od nowego roku zmieniło się w szkole i w jaki sposób nowe ocenianie wpływa na uczniów.

Tomasz Stankiewicz: Na czym polegają zmiany wprowadzone od początku nowego roku w szkole?

Joanna Marcinkowska: To jest projekt, który się tak nazywa – „Szkoła bez ocen”, ale to nie do końca chodzi o to, że dzieci nie dostają ocen. Dzieci jak najbardziej dostają oceny, ale nie dostają ocen cyfrowych. Dostają ocenę opisową, dostają informację zwrotną. Przede wszystkim dostają komunikat na jakim już są poziomie tego, co osiągnęły. Każde z dzieci musi sobie wyznaczyć cele. Oczywiście wyznaczamy je wspólnie – w ich wyznaczaniu bierze udział: dziecko, rodzic i nauczyciel. Polega to na tym, że każdy na początku roku planuje, co chciałby osiągnąć na koniec roku. Jakie umiejętności musi osiągnąć, a jakie da radę. Jest to mocno rozbudowany projekt, ale oparty na bardzo cennej informacji zwrotnej, to jest ocenianie kształtujące, że dziecko wie, za co jest oceniane, a przed tym wie, co będzie sprawdzane. Tutaj są jasno postawione zasady. Generalnie w takim tradycyjnym ocenianiu, tego brakuje, bo stopień jest stopniem. Jest: jedynka, dwójka, trójka, czwórka, piątka i szóstka – te ostatnie oceny są dobre i tutaj raczej nikogo już nic nie interesuje, co i jak, zakuł, zdał, zapomniał. Natomiast co dalej jak jest trójka? Uczeń nie wie na jakim jest etapie, co już umie, a czego nie. Zawsze można odpowiedzieć, że no dobrze, ale nauczyciel pisze jakąś tam recenzję do tej oceny. To jednak jest tak, że pisze albo nie pisze. Czasami daje na przykład uśmiech i skąd dziecko ma wiedzieć, co ten uśmiech oznacza? Że fajnie, że coś zrobiło, czy fajnie, że tylko tyle? Ocenianie, do którego my przywykliśmy przez przez lata, przez pokolenia nie do końca nas już motywuje. I tak, my naukowcy i specjaliści zauważyliśmy, że to nie tędy droga. Stąd właśnie pojawiają się projekty „Szkoły bez ocen”. Chcemy też zwrócić uwagę, że można inaczej i to przynosi efekty.

Czyli jak rozumiem, mimo nazwy projektu „Szkoła bez ocen” nie zrezygnowaliście z oceniania uczniów?

Oceniamy, ale nie stawiamy stopni cyfrowych, żeby doprecyzować w klasach 1-3 takich stopni już dawno nie stawiano. Tam już jest ocenianie opisowe. Natomiast w klasach 4-8, wystawiamy ocenę dwa razy w roku – ocenę śródroczną i końcową roczną klasyfikację. Wtedy dziecko musi dostać ocenę cyfrową, bo tak stanowią przepisy, ale nigdzie nie jest w przepisach napisane, że przez cały rok dziecko musi zbierać oceny cyfrowe. Przez cały rok szkolny może zbierać komunikaty i informacje zwrotne. Te komunikaty przekładają się na ocenę cyfrową.

Klasy 1-3 nie mają ocen cyfrowych, w takim razie, które starsze roczniki też ich nie mają?

Ten program pilotażowo wprowadziliśmy w tym roku, w klasie 4, ponieważ to jest takie najłagodniejsze przejście, bo te dzieci do tej pory nie dostawały stopni cyfrowych, tylko dostawały informacje zwrotne i komunikaty, rodzice też byli w ten sposób informowani. Więc tutaj jest nam najłatwiej przejść na nowy system oceniania, natomiast przez cały ubiegły rok szkolny się do tego przygotowywaliśmy. Elementy tego oceniania kształtującego wprowadzaliśmy też w innych klasach, ale tam jeszcze nadal funkcjonuje ta ocena cyfrowa, ale opatrzona bardzo szerokim komentarzem – tam jest jeszcze komentarz i ocena, a tutaj (w 4 klasie) już jest tylko komentarz. Docelowo idea jest taka, żeby wprowadzić tylko taki sposób oceniania.

Pojawiły się jakieś słowa krytyki, przeciwko takiej zmianie oceniania?

Pamiętam, jak wprowadzono ten nowy system oceniania i wyśmiewano oceny opisowe, pytano, co to będzie i jak to będzie? Okazuje się, że zarówno pandemia, jak i to, jak wygląda dzisiejszy świat zmusiły nas trochę do tego, że szkoła musi trochę inaczej wyglądać. Model pruski, w którym byliśmy wychowani, w którym wychowali się nasi rodzice i dziadkowie jest przestarzały. Nie znaliśmy innego modelu i uważaliśmy, że on jest jedyny, słuszny. Natomiast badania międzynarodowe i obserwacje, spowodowały, że stwierdziliśmy, że można trochę inaczej nauczać. Można szkołę trochę inaczej postrzegać. Jak to mówię, można ją trochę odczarować. Do tej pory szkoła niektórym dzieciom kojarzyła się tylko z miejscem, gdzie trzeba przychodzić, trzeba być i spędzać ileś tam godzin, a nie z miejscem, gdzie przychodzimy, uczymy się po to, żeby się uczyć, żeby pogłębiać wiedzę i zdobywać nowe umiejętności. Szkoła nie polega na tym, żeby zakuć, zdać, zapomnieć. Nie raz dzieci patrzą na naukę tak, że muszą się nauczyć na sprawdzian tu i teraz, żeby nie dostać dwójki, czy trójki. Natomiast chodzi o to, żeby jednak uczyć uświadamiać, po co się uczymy. Nauczyciel, jak ja to zawsze mówię, lejka nie weźmie i do głowy nauki nie naleje. Przeprowadzi proces, ale to czy uczniowie się tego nauczą, to już nie do końca należy do nauczyciela. Czasami nam się wydaje, że fajnie byłoby mieć taką magiczną różdżkę i zaczarować ucznia i on już wszystko będzie umiał. Tutaj, też ta odpowiedzialność musi przejść na ucznia.

Czy jakieś międzynarodowe projekty np. Erasmus+ wpłynęły na potrzebę zmiany w szkole?

Braliśmy udział w wielu projektach międzynarodowych. Mieliśmy okazję uczestniczyć w projektach Erasmus+, m.in. też z Finlandią. Trochę nam to otwierało oczy i głowy. Wiemy, że kraje skandynawskie bardzo wysoko wychodzą we wszelkich międzynarodowych badaniach PISA, które oceniają umiejętności. Co było dla nas zadziwiające to to, że nie stawiając do końca stopni, nie robiąc egzaminów, testów po każdym rozdziale dzieci dużo lepiej funkcjonują. Wiem, że zaraz ktoś powie, że są inne badania, że kraj zmaga się z innymi problemami, bo depresja i tak dalej, ale my też się zmagamy z tymi problemami. Może nie dokładajmy w szkole takiego stresu dzieciom i nie oceniajmy ich tak zero-jedynkowo. Popatrzmy też na inne aspekty tej pracy, którą dziecko wykonało, a nie tylko zwracajmy uwagę na ocenę, liczy się też zaangażowanie i wkład. Być może to dziecko miało trudną sytuację, może rano przed sprawdzianem coś się wydarzyło? Może uczeń ma po prostu spadek psychiczny i nie napisał tego testu tak jak chciałby, więc tutaj problem jest bardzo złożony, a my obserwując to, staramy się dostosować. Mamy już do czynienia z inną młodzieżą, z innymi dziećmi niż chociażby 20 lat temu. Tutaj trzeba było coś zmienić, a przepisy prawa nam na to pozwalają, więc to nie jest tak, że muszą być stopnie. Wcale nie muszą, ma być informacja zwrotna i ma być monitorowanie postępów. Nigdzie nie jest napisane, że to ma być wyrażone cyfrowo. Na nauczanie bez oceny wpłynął nie tylko program Erasmus. Na pewno takie programy i udział w takich programach otwierają umysł. Dzięki nim rodzą się z spostrzeżenia, pewne pomysły. Na pewno to pomaga, ale to nie tak, że jak pojedziemy do Finlandii i zachwycimy się Finlandią, to zrobimy to samo tutaj. Polska jest Polską, jest innym krajem, ma inne tradycje, ma inne zwyczaje. Natomiast jestem zwolenniczką przenoszenia wszystkiego tego, co dobre w różnych programach, na swój grunt. Nie da się w polskiej szkole zrobić szkoły fińskiej. Mamy też trochę inne przepisy prawa i i pewnych rzeczy się nie da zrobić. Natomiast część wzorców można przenieść.

Co dzięki obserwacji na przykład szkoły fińskiej udało się przenieść na polski grunt?

Pod wpływem na przykład właśnie szkoły fińskiej i tamtejszych obserwacji, nasi uczniowie bardzo dużo czasu spędzają na świeżym powietrzu. Każda przerwa, to jest przerwa podwórkowa. Są też wiaty i kiedy pada, to uczniowie mogą grać w piłkę, mają też inne sprzęty do ćwiczeń, do aktywnego spędzania czasu. I to udało się przenieść na polski grunt, do naszej szkoły, a ponieważ jesteśmy szkołą, która nie ma aż tak dużej kubatury, to mamy świetną infrastrukturę na zewnątrz. Okazał się to świetny pomysł i teraz nasi uczniowie uwielbiają przerwy podwórkowe. Tym bardziej w okresie jesiennym-zimowym, dzień jest bardzo krótki dzieci, a jak dzieci kończą lekcje o 15.30 to jak przychodzą do domu, to już jest ciemno. Zimą uczniowie się ubierają, także nawet jeżeli jest mróz i jeżeli tylko pogoda sprzyja, to też wychodzimy i spędzamy przerwy na podwórku.

Czy to oznacza, że zajęcia również odbywają się również na zewnątrz?

Lekcja, jako proces edukacyjny wcale nie musi odbywać się w czterech ścianach i w ławkach, gdzie uczniowie siedzą jeden za drugim i patrzą na swoje plecy. Proces edukacyjny można przeprowadzać w innych miejscach. I on często będzie miał lepsze efekty, niż tylko ławka szkolna, tablica i monitor. Badania znowu potwierdzają, że najwięcej uczymy się przez działanie, a nie przez siedzenie i słuchanie. Tym bardziej, że trzeba zwrócić uwagę na to, że dzieci mają różne inteligencje. Są dzieci, które są słuchowcami, wzrokowcami, kinestetykami i tutaj do każdego trzeba dotrzeć, więc nauczyciel musi poznać zespół, żeby też odpowiednio stosować te metody. Jest to ciężka praca, ale nikt nigdy nie ukrywał, że edukacja to łatwy i i lekki kawałek chleba. Natomiast efekty cieszą, a widzimy te efekty. Widzimy zadowolone buzie, widzimy szczęśliwe dzieci. Jedyne co potrzeba do sukcesu, to kreatywnego chętnego do nowości, do pracy, do uczenia się w inny sposób zespołu. To wszystko się da. Trzeba tylko chęci i tylko trochę zmiany w głowie nauczycieli.

Jak rodzice zareagowali na takie zmiany w nauczaniu?

Trzeba przekonać rodziców, że to ma sens, a rodzice, kiedy widzą efekty, widzą też swoje szczęśliwe dzieci, które idą radosne do szkoły. Myślę, że nam ufają i też widzą, że to idzie w dobrym kierunku. Wcześniej już trochę rodziców przygotowywaliśmy na te zmiany. Były spotkania, mieli wątpliwości i pytania. Na razie wchodzimy w coś nowego, chcemy jak najlepiej, ale jeszcze cały czas pewnych rzeczy próbujemy, testujemy: w jaki sposób to zrobić, a może tak, a może inaczej. Dlatego zaczęliśmy taki pilotaż w klasach 4, bo to tak jak mówię to dla uczniów jest naturalnym przejściem z tego oceniania opisowego. Razem z nauczycielami stworzyliśmy sobie różnego rodzaju mapy, karty i checklisty z zagadnieniami, które dzieci muszą w danym roku opanować. Podzieliliśmy to na wymagania, przedstawiliśmy rodzicom. Po pierwsze to polega na relacji, po drugie na rozmowie, a po trzecie chęci do nowości i do pracy. To przyniesie efekty i małymi krokami to zrobimy. Nie robi się rewolucji, bo to wtedy faktycznie jest obawa. To trzeba małymi krokami, powoli i wtedy są efekty są.

A jak nauczyciele podchodzą do takiego nauczania?

Tak jak mówiłam, już rok się do tego przygotowywaliśmy, więc wiadomo, że na początku były różne emocje i te pozytywne i takie mówiące, że to będzie trudne, że nie damy rady, że nie podołamy, że przecież całe życie tak było i po co to zmieniać? Natomiast szkolenia, rozmowy, przynoszenie kolejnych pomysłów. Kolejne szkoły, które gdzieś tam się w to włączały poskutkowało tym, że obserwowaliśmy, uczyliśmy się i podjęliśmy decyzję, że też tak robimy. 6 lat temu odeszliśmy od oceniania prac domowych, ponieważ praca domowa jest pracą domową. Ta praca może być wykonana przez całą rodzinę, ale często bywa też tak, że praca jest po prostu skopiowana, szczególnie w czasie ChatówGPT i sztucznej inteligencji. Jako polonistka, nie za bardzo mam ochotę sprawdzać jakiś Chat, a przecież nie mam pewności, że w domu napisana praca jest pracą napisaną przez ucznia. Nam zależy na tym, żeby ten uczeń zdobył pewne umiejętności. Takie odtwórcze prace domowe mijają się z celem, natomiast praca domowa myślę, że zawsze będzie funkcjonować, ponieważ wszystkiego w szkole nie da zrobić, warto pewne rzeczy utrwalić. Wiersza na pamięć nie da się nauczyć tylko i wyłącznie w ciągu 45 minut. Podobnie jest z językami obcymi i tabliczką mnożenia.

To w takim razie w jaki sposób będą wyciągane oceny śródsemestralne i końcowe dla czwartoklasistów?

Wypracowaliśmy sobie, czy właściwie pracujemy jeszcze nad tym systemem, bo tak jak mówię, pilotażowo go wdrażamy, więc też pewnych rzeczy, nawet technicznych dopiero się uczymy. W dzienniku elektronicznym pojawiają się pierwsze oceny, pierwsze informacje zwrotne, czyli nauczyciel pisze komentarz, że coś zostało wykonane tak, a nie inaczej. Jest podstawa programowa do danego przedmiotu i do tej podstawy programowej zawsze pisane są wymagania na konkretne oceny, czy na te oceny końcowe, bo to tak właściwie do tego to się sprowadza. Teraz powiem na przykład z języka polskiego dziecko w klasie czwartej powinno zgodnie z podstawą programową posiadać takie i takie umiejętności. Nigdy nie odejdziemy od oceniania, jak nie będziemy przerzucać na oceny, to na procenty. Teraz zakładam, że to wszystko, co uczeń opanuje, czy powiedzmy, zakładam sobie jakiś margines, bo wiadomo, że nikt z nas wszystkiego nie opanuje – jest to po prostu nierealne, ale zakładam ten margines. Następnie informuję o tym rodziców, dzieci, mówię, że jeśli to osiągniesz, to będziesz miał tę ocenę. Jeżeli dojdziesz do tego poziomu, to będzie ocena bardzo dobra, a jeżeli osiągniesz tylko to minimum z minimum, to będziesz miał ocenę dopuszczającą i rodzice są o tym wszystkim na początku roku informowani. Tworzymy sobie taką drabinkę i każdy na początku roku decyduje, na który szczebel chce wejść. I jeśli ktoś ma ambicje, żeby wejść na ten najwyższy stopień, to ma do tego dołączone wymagania do danego przedmiotu. To jest też rozmowa dziecka z rodzicem. I różnie to bywa, bo są uczniowie, którzy na przykład chcą się ustawić na poziomie oceny dobrej, bo one nie czują chęci na więcej. I muszę powiedzieć, że zazwyczaj ci, którzy gdzieś tam ustawiają się w połowie drabiny, to na dzisiaj większość z nich wchodzi już na kolejny szczebel, bo sobie nawet nie zdają z tego sprawy, że są w stanie osiągnąć kolejny szczebel. Uczeń od razu zakłada, że nie da rady, że sobie nie poradzi, a to trzeba krok po kroku, powoli się uczyć – mamy na to cały rok. To nie jest tak, że we wrześniu to już trzeba być na najwyższym ostatnim szczeblu, bo we wrześniu można być 3 szczeblu, ale jak uczeń zobaczy, że dał radę wejść na 3 szczebel, to może spróbuje wejść na 4 i 5 .

Czy to nie oznacza więcej pracy dla nauczycieli?

Niektórzy mogą pytać, że ile wy będziecie mieć teraz w pracy? Ile wy będziecie pisać? Ile wy będziecie tych komunikatów wysyłać? No może trochę więcej, ale wcale nie tak dużo. Często ten komunikat może być przekazany ustnie.

Tak na koniec, co najbardziej wpływa na demotywacje uczniów?

Szatkowanie na przedmioty. Pierwsza rzecz, która z takiego psychologicznego punktu widzenia nie jest dobrym pomysłem. I teraz po trzeciej klasie, taki młody człowiek ma różnie zajęcia trwające po 45 minut. Musi się skupić na przykład na matematyce, po czym ma 10 minut przerwy i musi już przejść na myślenie humanistyczne. Kto z nas tak umie? A my tego wymagamy od dziesięciolatka w czwartej klasie. Tutaj musimy też wiedzieć trochę o neurodydaktyce, posłuchać, że nie da się uczyć w jakimś oderwaniu od tego co mówi psychologia, co mówi psychiatria, co mówią badania. To samo jeśli chodzi o godziny zajęć, mózg młodego człowieka nie będzie funkcjonował tak dobrze o godzinie 8, jak o godzinie 9. A jak jeszcze uczniowie dojeżdżają do szkoły, to często muszą wstawać 1,5 godziny albo godzinę wcześniej, więc jak lekcja zaczyna się o 8, a on już o 7 wyszedł z domu. Coraz większa rzesza nauczycieli zdaje sobie sprawę z tego, że czasami to jest walka z wiatrakami, bo po prostu mózg nastolatka na tym etapie, trochę inaczej działa i trzeba trochę tej psychologii dziecięcej znać, żeby wiedzieć co w danym wieku można, czego nie można, a co po prostu nie przejdzie na tym etapie. Bardzo często to właśnie czwarta klasa zabija tę chęć chodzenia do szkoły. Tą przyjemność czerpania z nauki. Uczniowie przestają mieć motywację, bo wtedy albo zaczyna się chory wyścig pod tytułem kto pierwszy, kto najlepszy w klasie. A co ma powiedzieć ten, który nie ma możliwości, który jest trochę słabszy? To on jest na dzień dobry, na straconej pozycji. Tak więc, jeśli w czymś mu nie idzie, to znajdźmy to coś, co jest w nim cennego, może nie stresujmy go, może dajmy mu trochę więcej czasu. To jest też bardzo istotne: czas, którego dzieci potrzebują, bo dla jednej osoby nauczenie się czegoś to jest kwestia godziny, a dla innej osoby to jest kwestia 3 dni, bo on sobie to musi poukładać.