Łowcy pedofili działają ponad prawem? Bycie szeryfem może przynieść więcej szkody, niż pożytku

i

Autor: Archiwum Łowcy pedofili działają ponad prawem? "Bycie szeryfem może przynieść więcej szkody, niż pożytku"

Łowcy pedofili działają ponad prawem? "Bycie szeryfem może przynieść więcej szkody, niż pożytku"

Schemat zawsze jest taki sam: nawiązanie kontaktu przez Internet dorosłego z nieletnim lub nieletnią, długa rozmowa kończąca się najczęściej pierwszym spotkaniem dorosłego z dzieckiem i zaskoczenie: dorosły spotyka grupę dorosłych, które dokonują na nim zatrzymania. Często też od razu po zatrzymaniu publikują jego wizerunek nawet jeśli nie mają dowodów na to, że faktycznie zatrzymana osoba jest pedofilem. Czy w ten sposób łamią prawo? Wyjaśniamy.

Łowcy pedofili co jakiś czas chwalą się kolejnymi sukcesami. W mediach społecznościowych publikują filmy i zdjęcia z obywatelskich zatrzymań domniemanych pedofili. Często pokazują twarze podejrzanych o pedofilię osób. Zatrzymani mężczyźni są przepytywani przed kamerą z treści rozmów, które odbyli w Internecie z osobami niepełnoletnimi, w rzeczywistości pisząc z dorosłymi ludźmi, którzy podawali się za małoletnie dziewczynki. Choć na koncie mają sporo sukcesów - a przynajmniej tak to wygląda, kiedy patrzy się na całą sprawę z boku, to same ich działania nie zawsze są takie, jak prawnie by tego wymagano. 

- Trzeba zauważyć, że istnieje duże poparcie społeczne dla tego typu działań. Te grupy są traktowane jako obrońcy, bohaterowie, którzy działają w sytuacji, w której policja jest bezradna lub nie podejmuje stosownych działań. Ale tak naprawdę nie ma tutaj żadnej podstawy prawnej - mówi dr Michał Grudecki z Uniwersytetu Śląskiego.

Spotkanie dwóch dorosłych to nie przestępstwo. A w rzeczywistości to się właśnie dzieje

W Polsce obywatelom przysługuje prawo do tzw. zatrzymania obywatelskiego (chwilowego pozbawienia wolności). Ale to prawo jest ograniczone. Wolno nam kogoś zatrzymać tylko w chwili popełnienia przestępstwa przez tą osobę. Mówiąc prościej: musimy kogoś złapać na gorącym uczynku.

- W sytuacji, gdy domniemany pedofil myśli, że spotka się z osobą małoletnią, ale w rzeczywistości spotka się z osobą dorosłą, to jego zachowanie nie jest czynem zabronionym. Nie stanowi też karalnego usiłowania nieudolnego przestępstwa groomingu (art. 200a Kodeksu karnego), ponieważ występek ten jest de facto karalnym przygotowaniem do popełnienia jednego z tzw. przestępstw pedofilskich. Przygotowania natomiast nie da się usiłować. Dlatego łowcy pedofili nie mają prawa zatrzymać takiej osoby. Dokonują wówczas bezprawnego zatrzymania - tłumaczy dr Michał Grudecki.

Dopóki więc jest to tylko chęć spotkania, a nie rzeczywiste spotkanie z 12-latką, domniemany pedofil nie popełnia przestępstwa. W takiej sytuacji policja ma związane ręce. Sama treść rozmów, prowadzonych faktycznie z dorosłą osobą, też nie wystarczy.

- W takich sytuacjach czasem wychodzi na jaw, że zatrzymani przez łowców mężczyźni posiadają dziecięcą pornografię. Jeśli zostanie to ustalone, to mogą odpowiadać za taki czyn. W Polsce produkowanie, utrwalanie, rozpowszechnianie oraz posiadanie treści pornograficznych z udziałem małoletniego jest przestępstwem - dodaje dr Grudecki.

Za upublicznienie wizerunku domniemany pedofil może żądać zadośćuczynienia

Prawdziwe schodki prawne zaczynają się, jeśli domniemanemu pedofilowi nie można udowodnić winy. Tymczasem wizerunek takiego mężczyzny został już w mediach upubliczniony wraz z informacją, że jest pedofilem, więc zaczyna dochodzić do stygmatyzacji ze strony otoczenia. Nawet, jeśli nic mu nie udowodniono. Zachodzi tu też kwestia domniemania niewinności, które przez łowców pedofili rzadko kiedy jest respektowane.

- Jeśli chodzi o konsekwencje, to tutaj warto spojrzeć na regulacje prawa prasowego. W prasie nie wolno publikować wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe - chyba, że te osoby wyrażą na to zgodę. Przyjmuje się, że skoro nawet w przypadku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze, bez ich zgody nie można udostępniać wizerunku, to tym bardziej nie można udostępniać wizerunku osób, wobec których nie toczy oficjalne postępowanie - tłumaczy dr Grudecki.

Mówi dalej: - Również prawo autorskie zabrania rozpowszechniania wizerunku bez zgody danej osoby. Są oczywiście wyjątki, jeśli taka osoba jest tłem, brała udział w pozowaniu lub jest osobą powszechnie znaną, wykonującą w danym momencie funkcje publiczne. Ale taki przeciętny Kowalski, którego łowcy "złowią", nie należy do żadnej z tych grup. Wizerunek jest dobrem osobistym, chronionym przez przepisy Kodeksu cywilnego. Ujawnienie wizerunku domniemanego pedofila wiąże się z bardzo dużym uszczerbkiem dla jego dóbr osobistych. Musimy sobie zdawać sprawę, że przestępstwa przeciwko wolności seksualnej małoletniego są w oczach społeczeństwa silnie potępiane. To jest jeden z takich czynów, który wywołuje silną odrazę wobec sprawcy. Posądzenie kogoś o czyny pedofilskie powoduje, że cześć i wizerunek takiego człowieka znacznie cierpi. W konsekwencji taka osoba może żądać zaniechania działań, jego skutków, a nawet zadośćuczynienia w drodze cywilnej. 

Obywatele nie powinni zastępować państwa

Pozostaje więc pytanie: czy działalność takich łowców pedofili ma sens?

- Moim zdaniem nie ma. Powinno się zostawić państwu i państwowym organom ścigania tropienie takich osób i zapewnianie społeczeństwu - w tym dzieciom - bezpieczeństwa. Państwo to jest stara koncepcja: my oddajemy część naszych wolności państwu po to, by państwo zapewniło nam ochronę. Można zrozumieć brak zaufania do państwa, ale nie możemy go zastępować. To by otworzyło drogę do zastępowania państwa w innych aspektach, na przykład przy samosądach, wymierzaniu sprawiedliwości. Bycie takim szeryfem może przynieść więcej szkody, niż pożytku - komentuje dr Grudecki.

I przywołuje sytuację, która miała miejsce w 2021 roku w Jarosławiu. Internetowa grupa podająca się za łowców pedofili upubliczniła w sieci dane Jacka M. Poinformowali, że 28-letni mężczyzna jest pedofilem.

"Młody mężczyzna miał wcześniej pisać z kobietą podającą się za dwunastolatkę i umówić się z nią. Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, mężczyzna nie miał typowych skłonności pedofilskich, a osoba, która z nim korespondowała wręcz namawiała go do spotkania" - pisał o sprawie Super Express. 

W lokalnej społeczności zaczął się lincz. Jacek M. usunął swoje konto z portalu społecznościowego, a kilka dni później popełnił samobójstwo.