Taka praktyka wśród kierowców jest bardzo popularna. Chodzi o zdjęcia zrobione przez fotoradary. Jeżeli kierowca przekroczył prędkość i otrzymał wezwanie do zapłaty, może obecnie stwierdzić, że to nie on prowadził pojazd. To popularna sytuacja szczególnie w momencie, gdy na zdjęciu z fotoradaru nie widać twarzy kierowcy. W takim przypadku właściciel pojazdu proszony jest o wskazanie osoby, która faktycznie prowadziła pojazd. Często zdarza się, że kierowcy przeciągają cały ten proces tak, by sprawa się przedawniła. Są również osoby, które podają fikcyjne dane kierowcy – rzekomo obywateli Ukrainy – twierdząc, że od dawna nie miały z nią kontaktu. Jeżeli sprawa się nie przedawni, właścicielowi pojazdu grozi najwyższy obecnie mandat, czyli 500 złotych. Wkrótce może się to jednak zmienić…
Jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna” w takiej sytuacji mandat zostałby przekształcony w karę administracyjną. Jej wysokość ma wynieść pomnożoną razy dwa kwotę mandatu za zarejestrowane wykroczenie. Co oznacza to w praktyce? Już pędzimy z wyjaśnieniem. Jeśli przekroczyliśmy prędkość na przykład o 49 km/h, to wskazując sprawcę, otrzyma on mandat w wysokości 400 zł. Odmawiając wskazania kierującego, czeka nas 800-złotowa kara administracyjna. Jej wysokość mogłaby wynieść do 1000 zł. Najwyższy obecnie mandat wynosi bowiem 500 złotych.
>> Paczkomaty pojawią się w Żabkach! Sieć testuje nowe urządzenie w poznańskim sklepie!
Dziennikarze „Dziennika Gazety Prawnej” twierdzą, że takie działania Ministerstwa Infrastruktury są między innymi skutkiem niskiej ściągalności mandatów z fotoradarów. Jak wynika bowiem z raportu Najwyższej Izby Kontroli z 204 tys. zarejestrowanych i zweryfikowanych wykroczeń popełnionych w latach 2015-2017 a z 115 tys. spraw się przedawniło.
