Nowatorskie leczenie w Poznaniu. To skomplikowany zabieg

i

Autor: Poznan.pl

Nowatorskie leczenie w Poznaniu. To skomplikowany zabieg

2023-01-27 10:38

Neuroradiolodzy z Oddziału Neurochirurgii Wielospecjalistycznego Szpitala Miejskiego im. J. Strusia w Poznaniu przeprowadzili u dwóch osób skomplikowane operacje naczyniaka tętniczo-żylnego mózgu. Wykorzystali innowacyjną metodę leczenia, nie otwierając przy tym czaszki pacjenta. Pomagał im jeden z najlepszych na świecie specjalistów w tej dziedzinie.

Specjaliści radiolodzy - dr n.med. Wojciech Kociemba i dr n.med. Adrian Dąbrowski - pracujący w ramach Oddziału Neurochirurgii szpitala im. J. Strusia przeprowadzili ostatni etap skomplikowanej operacji leczenia wewnątrzczaszkowego embolizacji naczyń patologicznych naczyniaka tętniczo-żylnego. Zrobili to pod kierownictwem prof. Rene Chapota, wybitnego neuroradiologa z Essen w Niemczech.

Embolizacja to skomplikowany zabieg. W największym uproszczeniu - polega na wprowadzeniu specjalnego materiału do naczynia krwionośnego tak, by je zamknąć i zlikwidować powstałą w nim nieprawidłowość. 

W praktyce wygląda to tak, że lekarze muszą najpierw dotrzeć do zmienionych chorobowo żył lub tętnic. W przypadku zabiegów, jakie miały miejsce w szpitalu im. J. Strusia, musieli dostać się do zlokalizowanego w mózgu naczyniaka, czyli kłębowiska bardzo drobnych tętnic i żył, które się ze sobą łączą. Takie struktury mogą być niebezpieczne. W skomplikowanej plątaninie naczyń krwionośnych krew z tętnic - pod wyższym ciśnieniem - przepływa do drobnych żył, które nie są do takiego ciśnienia przystosowane. Poszerzają się i mogą pęknąć, co grozi krwawieniem do mózgu. 

Obaj pacjenci, na których wykonywano zabiegi - mężczyźni w wieku ok. 40-50 lat - trafili do szpitala im. J. Strusia w pierwszej połowie ubiegłego roku właśnie z powodu takiego krwawienia z naczyniaka tętniczo-żylnego. Jego embolizacja najczęściej dzielona jest na kilka etapów leczenia, by zminimalizować ryzyko powikłań. Tak też było i tym razem - neuroradiolodzy z miejskiego szpitala wykonali w odstępie kilkunastu tygodni po trzy zabiegi. 

Aby dostać się do naczyniaka w mózgu pacjenta, nakłuli tętnicę udową i wprowadzili do niej tzw. koszulkę naczyniową - rodzaj wenflonu, który chroni ścianę tętnicy. Następnie za pomocą bardzo cienkich i giętkich cewników dotarli do żył i tętnic skłębionych w naczyniaku w mózgu. Kolejnym krokiem było wprowadzenie do nich specjalnego materiału o konsystencji pasty do zębów, który zachowuje się jak lawa: zastygając, zatyka naczynie krwionośne i odcina je od pozostałych. Jest przy tym całkowicie bezpieczny dla pacjentów. Zabieg wykonuje się bez otwierania czaszki - wystarczy drobne nakłucie tętnicy udowej w pachwinie lub tętnicy promieniowej na nadgarstku. 

Kluczowy jednak i innowacyjny był ostatni etap leczenia. Kierując się wskazówkami profesora Chapota poznańscy specjaliści całkowicie zamknęli naczyniaka, dostając się do niego nie przez tętnice - jak to zwykle ma miejsce - ale przez żyłę. 

- Cała trudność polegała na tym, że musieliśmy zamknąć żyłę, czyli naczynie, którym odpływa krew - wyjaśnia dr Adrian Dąbrowski. - Wcześniej jednak trzeba zamknąć tętnice. Jeśli tego nie zrobimy, krew uderzy w zamkniętą żyłę. Nie znajdzie odpływu, więc naczynie pęknie i wystąpi krwawienie, które może być śmiertelne. Dlatego dostęp do naczyniaków od strony żył jest ryzykowny i możliwy tylko u konkretnej grupy pacjentów. To np. osoby, u których malformacja od początku jest bardzo mała albo takie, u których udało się wcześniej zamknąć jej większość od strony tętnic i została tylko resztka, która jednak może być niebezpieczna. To zdecydowanie trudniejszy zabieg, nie da się go całkowicie zaplanować wcześniej. Przez cały czas musieliśmy adaptować się do tego, co działo się na stole, decyzje podejmować w kilka sekund. 

Dr Adrian Dąbrowski i dr Wojciech Kociemba wykonali już ok. 2 tysięcy zabiegów embolizacji tętniaków, naczyniaków i przetok tętniczo-żylnych mózgowia, ale zgodnie przyznają, że nowatorska metoda była dla nich wyzwaniem. Dużym wsparciem było kierownictwo prof. Rene Chapota, pod okiem którego obaj poznańscy specjaliści uczestniczyli wcześniej w warsztatach i stażach. 

- Możliwość podpatrzenia kogoś tak doświadczonego, rozmowy z nim, wymiany uwag, jest bezcenna - podkreśla dr Wojciech Kociemba. - Dzięki temu możemy ciągle się rozwijać, uczyć nowych metod, działać zgodnie z najwyższymi standardami europejskimi i światowymi. Zabiegi były bardzo trudne, ale udały się doskonale, możemy być zadowoleni z pracy.   

Jeśli jesteście świadkami ciekawego wydarzenia w Waszej okolicy, piszcie do nas i ślijcie zdjęcia na [email protected]!