Juliusz Machulski w “Mellinie” w Esce ROCK!

i

Autor: Materiały prasowe

MELLINA

Swoim filmem wywołał oburzenie! Juliusz Machulski u Mellera: Nie będę przepraszał za "Seksmisję"

"Mellina” nie zwalnia tempa! Tym razem Marcin Meller gościł w studiu twórcę filmów, które zna każdy – Juliusza Machulskiego. Reżyser kultowej "Seksmisji", "Vabanku" i "Killera" w szczerej, pełnej dystansu rozmowie powrócił do czasów PRL-u, zdradził kulisy pracy z aktorami, a także opowiedział o Hollywood, spotkaniu z Czesławem Miłoszem oraz licznych kontrowersjach wokół jednej z jego produkcji. Tego spotkania nie można przegapić!

Juliusz Machulski – reżyser, scenarzysta, legenda polskiej komedii filmowej. Jego produkcje to nieśmiertelne klasyki, które na stałe weszły do języka popkultury. Potrafił rozśmieszać i przemycać poważne treści nawet wtedy, gdy wszystko trzeba było przepuścić przez filtr cenzury. Twórca, który nie dał się zaszufladkować – ani PRL-owi, ani współczesnym ideologiom. W rozmowie z Marcinem Mellerem opowiada o swoich początkach, filmach, których nie nakręcił, i tych, które obrosły legendą.

Znasz jego filmy na pamięć? Ten wywiad pokaże ci zupełnie inne oblicze słynnego reżysera.

Dzieciństwo w kulisach teatru

Juliusz Machulski od dziecka funkcjonował w świecie sztuki. Jego ojciec, Jan Machulski, był aktorem i reżyserem, a matka – scenografką. Nic więc dziwnego, że młody Juliusz chłonął kulisy teatru i planów filmowych, zanim jeszcze w pełni zrozumiał, czym właściwie jest zawód filmowca. Jak przyznaje, to środowisko nie tylko dało mu zawodową przewagę, ale też ustawiło życie w konkretnym kierunku – czasem nawet kosztem zwyczajnego dzieciństwa.

Jako debiutant mierzył się jednak z krzywdzącymi opiniami, że wszystko zawdzięcza ojcu. I choć sam Jan Machulski wystąpił w jego pierwszym filmie Vabank, Juliusz próbował minimalizować to rodzinne skojarzenie – nawet na planie.

– Jak zrobiłem Vabank, to oczywiście wszyscy mówili: "Tata mu to załatwił". Wreszcie uciąłem te komentarze mówiąc, że film wyreżyserował Leonard Pietraszak. I ucichło.

Dla uniknięcia niezręczności nie zwracał się do ojca po imieniu.

– Nie mówiłem: "Tato, mów szybciej ten tekst", tylko: "Janek". Tak było prościej.

Cenzor najlepszym scenarzystą?

Tworzenie filmów w czasach PRL-u wymagało nie tylko pomysłu i odwagi, ale również sprytu. Każdy scenariusz musiał przejść przez ręce urzędników z Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Machulski nie ukrywa, że był to proces trudny, ale też inspirujący w swojej absurdalnej logice. Z czasem nauczył się "grać z systemem", stosując własne triki.

– Trzeba było dać coś na wabia. Coś, co cenzor wytnie, ale co nie zaboli. Dzięki temu inne rzeczy zostawały - przyznał szczerze reżyser.

Niektóre ingerencje cenzorów bywały groteskowe, a jednocześnie – skuteczne. Przykład? Zamiana języka czeskiego na niemiecki, bo "tak będzie mniej politycznie". Zdarzało się też, że po premierze władze "zachęcały" do usunięcia poszczególnych scen – ale przy okazji gratulowały… popularności filmu. Machulski nieraz usłyszał w uzasadnieniu: "To panu przysporzy widzów". "Świetnie, że pan minister dba o wyniki" – kwitował z ironią.

"Nie mam za co przepraszać"

Film "Seksmisja" do dziś pozostaje jednym z największych fenomenów polskiego kina – i zarazem jednym z najbardziej kontrowersyjnych dzieł rodzimej kinematografii. Choć widzowie lat 80. pokochali go za humor i ironię wobec systemu, dziś wciąż bywa oskarżany o seksizm i uprzedzenia. Reżyser nie zamierza jednak nikogo przepraszać.

– To tak jakby domagać się odszkodowań za zburzoną Warszawę. Nie mam za co przepraszać. – stwierdził kategorycznie Machulski.

Z silnymi emocjami wspomina pokaz Seksmisji w USA, po którym otrzymał ostrą reprymendę od środowiska feministycznego.

– Feministki obejrzały film i mnie opieprzyły. Powiedziały, że powinien być zakazany jak "Narodziny narodu".

Machulski przywołuje także niezwykłe spotkanie z Czesławem Miłoszem w Berkeley. Noblista zinterpretował "Seksmisję" po swojemu – jako formę kontrolowanego sprzeciwu.

– Powiedział mi wtedy: "To był chłopski antyfeminizm.Cenzorzy wiedzieli, że coś muszą puścić".

O współpracy z aktorami

Machulski przyznaje, że na planie daje aktorom dużą swobodę. To właśnie dzięki tej otwartości powstały niektóre z najbardziej pamiętnych kwestii w historii polskiego kina.

– "Widzę ciemność" czy "Nasi tu byli" – to było ad hoc. Moją zasługą było to, że nie powiedziałem "stop". Miałem ucho do takich momentów.

Nie mniej ważna była dla niego współpraca z ekipą – w tym ze scenografem Januszem Sosnowskim.

– Zapadnia z izolatki to mój pomysł, ale wykonanie Janusza Sosnowskiego. Genialna robota – przyznaje z sentymentem.

Machulski niejednokrotnie pracował z Jerzym Stuhrem – niezapomnianym Maksem Paradyszem z "Seksmisji". Z kolei z jego synem, Maćkiem, miał okazję współpracować m.in. przy audiobookach i innych projektach. Czy da się ich porównać? Dla reżysera – absolutnie nie.

– To są zupełnie inne typy. Jerzy był charakterystycznym aktorem, Maciek może być i romantycznym kochankiem i może być zabawny.

Zachwyca się też wszechstronnością głosu młodszego Stuhra:

– Fantastycznie przeczytał moje audiobooki. Ma głos jak tysiąc głosów.

Choć Machulski to reżyser z wizją, jego styl pracy opiera się na zaufaniu i swobodzie. Aktorzy mogą improwizować, ale muszą być dobrze przygotowani. Tylko wtedy – jak mówi – można razem wypracować coś niepowtarzalnego.

Ten odcinek "Melliny" to opowieść o kinie, które śmieszyło, kiedy nie wolno było się śmiać. I o twórcy, który do dziś nie musi niczego udowadniać, bo jest marką samą w sobie i gwarancją najlepszej jakości. Zaciekawiani? Odcinek obejrzycie w serwisie YouTube na kanale Eski Rock oraz na stronie internetowej eskarock.pl. Można go też posłuchać jako podcastu w serwisach streamingowych.

Machulski: dlaczego źle wspomina pracę przy filmie z Pawłem Kukizem