Ludzie, którzy szli - Tadeusz Borowski: streszczenie, opracowanie, interpretacja,

i

Autor: Freeimages Ludzie, którzy szli - Tadeusz Borowski: streszczenie, opracowanie, interpretacja,

Ludzie, którzy szli - Tadeusz Borowski: streszczenie, opracowanie, interpretacja, PODCAST

2019-09-13 11:23

Ludzie, którzy szli to niezwykle uderzający utwór Tadeusza Borowskiego, którego głównym tematem jest życie w obozie koncentracyjnym. Autor w sposób wyjątkowo obrazowy ukazał w nim tłumy ludzi idących na śmierć. Poznaj problematykę tego ważnego dla Polaków utworu. Przeczytaj albo posłuchaj!

Ludzie, którzy szli - Tadeusz Borowski - streszczenie lektury - posłuchaj podcastu. To materiał z cyklu DOBRZE POSŁUCHAĆ. Lektury szkolne

Tadeusz Borowski, twórca obozowych opowiadań, do których należą między innymi „Ludzie, którzy szli” czy „Proszę państwa do gazu”, w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym czwartym sam znalazł się w obozie koncentracyjnym. Aby przeżyć, pełnił tam wiele funkcji. Był między innymi flegrem, czyli sanitariuszem, co zwiększało jego szanse na przetrwanie. Pracował także przy stawianiu nowych bloków. Przez cały okres pobytu w obozie nie zaprzepaścił swojej pisarskiej pasji. Tworzył wiersze, piosenki oraz kolędy. Wydarzenia przedstawione w „Ludziach, którzy szli” są faktycznym obrazem życia obozowego, bydlęcego traktowania przewożonych w koszmarnych warunkach więźniów oraz niekończącej się fali śmierci. 

Ludzie, którzy szli - najważniejsze informacje

Wydarzenia opisywane w „Ludziach, którzy szli” dzieją się podczas ostatniego lata pobytu więźniów w obozie Auschwitz-Birkenau. Autor skupia się na przedstawieniu Perskiego Rynku oraz Meksyku, dwóch nowo postawionych, jeszcze niedokończonych części obozu. Fabuła zahacza także o niedawno wybudowane przez więźniów boisko piłkarskie i dobrze znaną z innych opowiadań Borowskiego rampę rozładunkową, na której zatrzymywały się pociągi z transportem.

Głównym bohaterem jest Tadek. Pełni także rolę pierwszoosobowego narratora. W „Ludziach, którzy szli” pracuje jako robotnik. Należy do obozu roboczego, który kładzie papę na dach w nowo stawianych blokach Auschwitz-Birkenau. Brał też udział w budowie boiska piłkarskiego. Dzięki swojej posadzie robotnika na dachu ma doskonały podgląd na to, co dzieje się w obozie. 

Warto także, byś zapamiętał innych bohaterów opowiadania, którzy prezentują jakość obozowego życia. Poznajemy Mirkę, kobietę, w której zakochał się pewien Żyd. Mężczyzna gotów był zrobić dla kochanki wiele, często podrzucał jej jajka. Niby nic, a jednak, gdyby go złapano, zostałby zapewne rozstrzelany. Jest też ruda blokowa, która wybucha wściekłością i wykrzykuje całą prawdę o losach więźniów. Innym z bohaterów, o którym warto wspomnieć, jest strażnik Filipek, który zwykle pojawia się w najmniej odpowiednich momentach.

Warto także wiedzieć, że „Ludzie, którzy szli” to jedno z wielu opowiadań Tadeusza Borowskiego opisujących życie w obozie koncentracyjnym. Ukazało się także w książce wydanej w tysiąc dziewięćset czterdziestym szóstym roku pod tytułem: „Byliśmy w Oświęcimiu” oraz rok później w tomie „Pożegnanie z Marią”.

Ludzie, którzy szli - streszczenie

Na wstępie poznajemy miejsce, w którym główny bohater wraz z innymi więźniami stawiał boisko do piłki nożnej. Plac ten, będący początkowo pustym polem, znajduje się za barakami szpitala. Rozglądając się wokół, można było dostrzec obóz cygański, rampę rozładunkową transporty oraz FKL, czyli obóz kobiecy. Były widoczne także krematoria rozciągające się w tle. Prace nad polem do gry przebiegały wiosną. Więźniowie dla upiększenia otoczenia zasadzili też kwiatki i inne rośliny, dzięki czemu po ukończeniu boiska wszystko już pięknie zakwitło. Jedni wieczory spędzali na bieganiu za piłką, inni, rozmawiając z więźniarkami z obozu kobiecego. Tadek zwraca jednak uwagę na ważną rzecz, jaką zaobserwował podczas wspólnego meczu z kolegami. Bywa, że podczas gry ktoś krzywo kopnie i trzeba lecieć za piłką. Czasami nasz bohater musiał podbiec aż pod druty, skąd doskonale widać było rampę przeznaczoną dla transportów. Ujrzał wtedy tłumy nowych więźniów. W każdym pociągu przyjeżdżało ich około trzech tysięcy. Wszyscy podróżowali jak bydło, w ścisku, duchocie, zamknięci w zakratowanych wagonach, skąd najwięksi pechowcy nie wychodzili, ginąc podczas podróży przez przyduszenie lub wycieńczenie.

Szczególną uwagę zwracały dwie ścieżki odchodzące od rampy. Jedna z nich prowadziła do lasu, druga biegła w kierunku szpitala. Destynacją obydwu były krematoria. I to właśni tymi drogami szli tytułowi ludzie. Były to tłumy, które maszerowały dzień i noc. Jednak była to wędrówka tylko w jedną stronę. Nikt nie wracał tą samą drogą. Ba, nikt już w ogóle nie wracał. Ci, którzy raz trafili na ścieżkę w kierunku krematorium, byli straceni. Raptem kilku szczęściarzy trafiało do szpitala. Po dokładnej toalecie, goleniu głów i przywdzianiu charakterystycznych pasiaków wysyłano ich do obozu. Choć, czy można o nich powiedzieć „szczęściarze”? Prędzej czy później i tak trafią do gazu, a przedłużone życie ze skazaniem na męczeńską pracę trudno rozpatrywać w kategoriach szczęścia.

Po pewnym czasie Tadek nie pracuje już jako fleger w szpitalu. Staje się członkiem obozu roboczego, skąd ma podgląd na niedokończony odcinek C. Mimo iż na dachach baraków nie było papy, a wewnątrz brakowało prycz do spania, to Niemcy umieszczali tam młode kobiety. Często tysiąc oraz więcej. Po prostu tyle, ile się zmieści. Bloków było aż dwadzieścia osiem. Pewnego dnia oprawcy zdołali w nich upchać ponad trzydzieści tysięcy kobiet! Aby łatwiej móc sobie zobrazować tak dużą liczbę ludzi, wyobraź sobie przeciętny stadion piłkarski – te kobiety byłyby w stanie zapełnić wszystkie trybuny. Każdej z przybyłych dziewcząt golono głowę i ubierano ją w pozbawione rękawów sukienki. Czy w upale, czy w mrozie, musiały stawiać się w nich na codziennym, porannym apelu. Były głodne, wyczerpane, a także zmarznięte, bo nie mogły nosić nawet bielizny. Jedyną ich ozdobą, którą mogły się pochwalić, były kolorowe chustki zawiązywane na głowę. Dlatego z biegiem czasu obóz ten został przez innych więźniów ochrzczony jako Perski Rynek. Feeria kolorowych głów kojarzyła się wszystkim z egzotycznymi krajami.

Odcinek C nie był jeszcze gotowy, dlatego więźniowie brali udział w jego rozbudowie. Budowano drogę, ciągnięto kanalizację oraz stawiano umywalnię. Esesman pracujący w magazynie odbierał koce, naczynia i kołdry. Część towarów rozkradali więźniowie, by później móc wymienić je na żywność lub inne dobra. Tadek każdego ranka mijał stojące w bramie wachmanki (czyli wartowniczki), które przepuszczały go do środka. Nierzadko zdarzało się, że utrzymywały bliskie stosunki z murarzami lub cieślami pracującymi nad rozbudową. Narrator opowiada nam o Słowaczkach, które były w obozie blokowymi. Kobiety przetrwały w tych wykańczających warunkach kilka lat. Trochę więcej słów poświęca jednej z nich, niejakiej Mirce. Spodobała się pewnemu Żydowi, który często przynosił jej różne dobroci. Zdobywał dla niej jajka, które owijał w coś miękkiego i potajemnie przerzucał na jej stronę. Pewnego razu Mirka poprosiła mężczyzn, by pomogli jej z chorym, ukrywanym dzieckiem. Niestety nie pomógł jej ani zakochany w niej Żyd, ani Tadek, którzy zgodnie uznali, że jest to zbyt niebezpieczne. Innym razem jedna z blokowych w ataku złości wrzeszczała, że dym z kominów, który więźniowie co dzień obserwowali, pochodzi z palonych zwłok ich bliskich. Dodała też, że wszyscy w końcu trafią do gazu. Tadek opowiada również o częstym procederze uprawianym przez okrutne esesmanki. Podczas porannych apelów wyciągały na środek ciężarne kobiety, a następnie zaciągały je do krematorium. Dla kobiet noszenie w brzuchu dziecka było śmiertelnym zagrożeniem.

Transporty wciąż przyjeżdżały, a ludzie byli kierowani na ścieżkę prowadzącą tylko w jedną stronę. Kiedy docierali na miejsce krematoriów, wszystko odbywało się w sposób zorganizowany. Rozbierali się, wchodzili do środka, Niemcy szczelnie zamykali pomieszczenie, sprawdzając okna i drzwi, a następnie puszczali śmiertelny gaz. Po kilku minutach wietrzono całość, by Sonderkommando (czyli grupa złożona z żydowskich więźniów) mogła wysprzątać wnętrze. Musieli wynieść wszystkie zwłoki, a następnie spalić je w wielkich kominach. Niekiedy samochody zabierające więźniów z rampy przyjeżdżały spóźnione. Wtedy po prostu żywcem wrzucano ludzi do płonącego dołu. Zdarzało się, że niektórzy z nich wcześniej zostali zastrzeleni – paradoksalnie można o nich powiedzieć „szczęściarze”, gdyż nie musieli przeżywać koszmaru spłonięcia żywcem. Tadek na własne oczy widział, jak esesman poprowadził kobietę pod płonący dół, a następnie strzelił jej w głowę. Podobnie traktowano chorych i niepełnosprawnych, którzy nie nadawali się do pracy w obozie. Takich ludzi po prostu zabijano od razu.

Pociągi transportowe przestały przyjeżdżać dopiero z końcem lata. Ludzi, którzy szli i szli, zaczęło ubywać. Niedługo potem rozpoczęła się ofensywa rosyjska i Powstanie Warszawskie. Zaczęto też przerzucać więźniów między różnymi obozami.

Ludzie, którzy szli - opracowanie i interpretacja 

Nie bez powodu opowiadanie Tadeusza Borowskiego nosi tytuł: „Ludzie, którzy szli”. Autor stara się odepchnąć od siebie zło, które go otacza. Po raz kolejny widzi zachowania niemieckich żołnierzy pozbawione jakiejkolwiek empatii. Przeraża go także widok innych więźniów pracujących przy rozładunku transportów i wysyłających ludzi na śmierć. Wie, że nic nie może z tym zrobić. Sam jest tylko numerem w tej śmiercionośnej fabryce stworzonej przez Niemców. Próbuje zachować zimną krew i obiektywizm. Tłumaczy sobie, że pracując przy budowie nowych bloków, nic mu nie zagraża, że ludzie, którzy idą i idą, nie mają z nim nic wspólnego. Dzięki temu jest w stanie przetrwać. Nie myśleć o nich, o ich cierpieniu, o pozostawionych rodzinach i bólu, którego doznali. Z „Ludzi, którzy szli” przebija się walka o byt. Każdy wie, że niepotrzebne wychylenie głowy oznaczać będzie jej niechybne stracenie. Nikt nie chce ryzykować życia. Więźniowie są świadomi swojej niemocy wobec nowoprzyjezdnych. Pozostaje im tylko wykonywać swoje obozowe obowiązki i biernie patrzeć, jak Niemcy wysyłają ludzi na śmierć.

Tadeusz Borowski po raz kolejny stosuje technikę behawiorystyczną, która polega na skupieniu się na tym, co jest widoczne dla oka. Narrator nie snuje opowieści zahaczających o psychoanalizę czy rozmyślania innych więźniów. Pozwala mu to zachować należny obiektywizm oraz trzymać się faktów.

W opowiadaniach Borowskiego główną osią są wydarzenia w obozie, a także życie codzienne w tak nieludzkich warunkach. Autor nie przedstawia wojny, której nie zna. Zajmuje się tym, co sam przeżył i zobaczył. Dlatego w jego utworach poznajemy grupy więźniów, panujące tam reguły i próby przeżycia. Koncepcja behawiorystyczna tylko uwierzytelnia stworzone przez niego opisy, a także sylwetki bohaterów, których często poznajemy jedynie powierzchownie, nie zagłębiając się w ich motywacje. Cechą charakterystyczną wszystkich opowiadań Tadeusza Borowskiego jest sygnalizowanie fabuły już w samym tytule. Nietrudno domyślić się, dokąd idą ludzie w jego opowiadaniu.

Niezwykła sugestywność, rzetelność i malowniczość opisów sprawiły, że twórczość Borowskiego jest nadal żywa i eksploatowana nawet przez kulturę masową. Jej ślady możesz dostrzec między innymi w książce „Zniewolony” Czesława Miłosza. Z kolei Antoni Halor i Józef Gębski, inspirując się prozą Borowskiego, nakręcili doceniony przez krytyków film dokumentalny pod tytułem „Testament”. Na rynku można także znaleźć jego biografię zatytułowaną „Ucieczka z Kamiennego świata” autorstwa Tadeusza Drewnowskiego. Jeśli chciałbyś poznać twórczość Borowskiego jeszcze lepiej, zerknij na film w reżyserii Andrzeja Wajdy „Krajobraz po bitwie” z roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego. Jego scenariusz to adaptacja opowiadania „Bitwa pod Grunwaldem”. Warto go zobaczyć także ze względu na znakomitą obsadę. Grają tam między innymi Daniel Olbrychski i Tadeusz Janczar. Jest to też debiut filmowy Stanisławy Celińskiej. Ponad dwadzieścia lat później, w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym trzecim roku, odbyła się premiera filmu „Pożegnanie z Marią” w reżyserii Filipa Zylbera. Nie jest on jednak wiernym przedstawieniem wydarzeń znanych z książki, lecz raczej jej luźną adaptacją. Jednak dzięki znakomitej obsadzie (Cezary Pazura, Jan Frycz, Bartłomiej Topa) jest to naprawdę ciekawe dzieło, które pomoże ci jeszcze lepiej zapoznać się z obozowymi opowiadaniami.

Jeśli chcesz pochwalić się swoją wiedzą w klasie, warto, abyś miał na uwadze również kontekst związany z życiem Tadeusza Borowskiego, które w pewien sposób może być kluczem do jego opowiadań. Pisarz w wieku zaledwie dwudziestu dziewięciu lat popełnił samobójstwo. Do dziś nie wiadomo, co tak naprawdę było motywacją do tak drastycznego kroku. Jedni obstawiają, że za Borowskim chodziło widmo wydarzeń obozowych, drudzy wskazują na nawiązanie kontaktów z przedstawicielami świata socrealizmu, które dla autora okazało się destrukcyjne.