Adam Babiuch wziął udział w siódmej edycji programu "Sanatorium Miłości". Wówczas 70-letni rozwodnik postanowił poszukać sympatii w popularnym show TVP. Mężczyzna jest pasjonatem muzyki, a z byłą żoną doczekał się trojga dzieci. Teraz mieszkaniec Olkusza w Małopolsce wyjawił, że z młodości pamięta Jana Pawła II, ale z Kościołem zerwał więzy.
Zobacz też: George Michael skończyłby 62 lata. Przed śmiercią miał kłopoty z prawem, długo żył w żałobie
Adam z "Sanatorium Miłości" 7: "dokonałem apostazji"
W rozmowie z Telewizją Polską mężczyzna opowiedział, że kiedy jako młody chłopak przystępował do katolickiego sakramentu bierzmowania, udzielił mu go Karol Wojtyła, wówczas biskup. Mieszkaniec Olkusza od razu przypomniał sobie o tym, gdy polski duchowny został papieżem Janem Pawłem II w 1978 roku. Jak się jednak okazuje, związki Adama z Kościołem Katolickim nie przetrwały. Mężczyzna od kilku lat formalnie nie należy już do wspólnoty, za sprawą aktu apostazji. Powodem dla tej decyzji były inne pogrzeby duchowe.
"Mój rodzinny Olkusz należał do krakowskiej kurii, a akurat biskupem był tam Wojtyła. Wtedy był mi zupełnie nieznany. Gdy został papieżem, przypomniała mi się jego twarz. Pamiętam, był wtedy bardzo energiczny" - powiedział.
"Ja się wypisałem z Kościoła, żeby już nie mieć kontaktów nawet na papierze. Kilka lat temu dokonałem apostazji i wcale nie dlatego, że duchowni grzeszą, o czym słychać w mediach na okrągło, bo nie obchodzą mnie ich grzechy. Kościół po prostu nie spełnia już moich potrzeb. Przerażają mnie nawet malowidła kościelne, te umartwione dusze, umartwieni ludzie" - kontynuował.
"Dla mnie Bóg jest faktem"
Mimo oficjalnego odejścia z Kościoła, mężczyzna nie zerwał z wiarą. We wspomnianej rozmowie wytłumaczył, jakie ma przekonania religijne. Jak twierdzi, "wyleczył się" z wymogów religii co do tego, jacy powinni być wyznawcy Boga, ale sam jest głęboko wierzący na swój sposób. To potwierdza, że decyzja o apostazji była świadoma i dokonana ze względu na potrzeby duchowe, a nie chociażby powtarzające się regularnie skandale w strukturach Kościoła.
Zobacz też: Ojciec Quebonafide nie żyje od dwóch lat. „Nie chciał, żebym był raperem”
"Doszedłem do wniosku, że każda religia potrzebuje takiego samego wyznawcy: pokornego tu na ziemi, bojącego się kary. Wyleczyłem się z tego, zacząłem budować własne poznanie Boga i doszedłem do wniosku, że Boga mam w sobie, autentycznie. [...] Już nie muszę wierzyć w Boga, bo dla mnie Bóg jest faktem. Wierzyć to można rabinowi, księdzu czy pastorowi" - wyjaśnił.