16 czerwca do polskich kin zawitał The Flash, który miał utorować drogę kolejnym filmom z uniwersum DC. Samo założenie, chociaż bardzo ciekawe, mocno bazuje na uniwersum Marvela z ich "multiverse". Widzowie po seansie wychodzili w większości zadowoleni, zaznaczając, że tytułowy Flash, w którego wcielił się Ezra Miller, uniósł film na swoich barkach. Kluczową dla widowiska rolę również odegrał Michael Keaton wcielający się w Batmana. Finalnie, parę dni po premierze, produkcja doczekała się ocen na poziomie 56% w Metascore, a większość negatywnych opinii odnosiło się do fatalnych efektów specjalnych. Tutaj producenci postanowili odpowiedzieć krytykom w niecodzienny sposób.
Niezbyt dopracowane efekty CGI, jak tłumaczą producenci, "miały być zabiegiem artystycznym". Jak się pewnie domyślacie, nie przemawia to do widzów oraz krytyków. Odpowiadają oni, iż nawet specjalnie "brzydkie estetyczne sceny" mogą zostać wykonane na "wysokim poziomie technologicznym". Najwięcej uwag odnosi się do „wodnistego” filtru. Pojawia się on w każdym momencie, gdy Flash używa swoich mocy specjalnych.
Reżyser The Flash Andres Muschietti dla serwisu Gizmodo's io9 podjął się dokładnego opisania swoich działań podczas kręcenia filmu - Naszym celem było ukazanie perspektywy Flasha. Wszystko wokół jest przekształcone ze względu na światła i tekstury. Wchodzimy w ten "podwodny" świat, obserwując go z oczu bohatera. Więc jeśli wydaje się to dziwne, to taki był nasz zamiar. - tłumaczy reżyser.
Finalnie pośród opinii można znaleźć mnóstwo różnych, często sprzecznych sygnałów dla widza, który ma wewnętrzny dylemat, czy faktycznie warto pójść na The Flash. Absurdalne sceny akcji połączone z miejscami żenującym humorem oraz fatalnymi scenami CGI, finalnie doczekały się pochlebnych opinii, zachęcających do sprawdzenia "tego dziwnego tworu". Przy takich zbieżnych od siebie opiniach pozostaje samemu przekonać się, ile najnowszy film z uniwersum DC faktycznie jest wart.
