Lubelskie. Kolejni rolnicy nie wytrzymali. Tutaj też można zrywać owoce za darmo

Przypomnijmy, pan Piotr przed swoją uprawą porzeczek postawił tabliczkę z napisem „Można rwać za darmo i bez pytania”. To dlatego, że cena skupu (40 groszy za kilogram) nie jest w stanie pokryć wydatków związanych z ze zbiorem owoców. Ale że nie chciał, żeby się zmarnowały, postanowił udostępnić pole chętnym.

– Był taki dzień, że samochody stały po dwóch stronach drogi. Nie jestem tam cały czas, ale widzę, że owoce znikają w szybkim tempie. Zazwyczaj ludzie zbierają wiaderko lub dwa. Widziałem samochody na przykład ze Świdnika, Lublina czy Bychawy. Myślę, że wszystkie owoce zostaną zebrane – powiedział rolnik Dziennikowi Wschodniemu. Przyznał też, że zdarzyło mu się materialnie odczuć wdzięczność przyjezdnych, bo raz dostał 30 zł, a innym razem znalazł pod bramą butelkę bimbru.

Takim sukcesem nie cieszyła się podobna akcja rolnika z Rybczewic (pow. świdnicki). Umieścił na polu tabliczkę z napisem „Proszę się częstować”, ale ponieważ owoce nie znikały, postanowił pozbyć się krzaków. Teraz powiedział Dziennikowi, że żałuje, że tak się z tym pośpieszył.

Rwać owoce prosto z krzaka można nadal w Ratoszynie Pierwszym (gm. Chodel). Rolniczka przyznała gazecie, że nie ma własnego kombajnu, a z uwagi na niską cenę porzeczek nie opłaca się go wynajmować. Owoce czerwienią się tam na dwóch hektarach pola.

Darmowe owoce w środku miasta

Żeby zdobyć dostęp do darmowych owoców, nie trzeba jednak ruszać się z miasta. Na ulicach rosną drzewa, z których można zerwać m.in. jabłka i mirabelki. Prawo nie zabrania częstowania się plonami ziemi znajdującymi się na terenach publicznych, ale w trosce o własne bezpieczeństwo lepiej nie wspinać się na drzewa.

Zobacz zdjęcia: Spacer po Ogrodzie Botanicznym UMCS w Lublinie. Wszystko wokół kwitnie!