Niełatwo to przyznać – zwłaszcza książkoholikom – ale są takie przypadki, gdy ekranizacja przerasta literacki oryginał. Czasem to zasługa znakomitej obsady, innym razem – warstwy wizualnej, która nadaje znanej historii nowe życie. Oto pięć seriali, które według wielu widzów (i krytyków) okazały się lepsze niż książki, na podstawie których powstały.
"Opowieść podręcznej" – kiedy serial wyprzedza literackie uniwersum
Margaret Atwood napisała swoją dystopię w 1985 roku. Książka była przełomowa, ale to dopiero serial z Elisabeth Moss w roli głównej tchnął w tę historię nową moc. Twórcy rozwinęli świat Gileadu daleko poza ramy powieści, dając bohaterom więcej głębi i kontekstów, które w książce były jedynie zasygnalizowane. Serial "Opowieść podręcznej" nie tylko unowocześnia fabułę, ale też silnie rezonuje z aktualnymi problemami społecznymi – od praw kobiet po mechanizmy opresji. W efekcie opowieść, która miała jedno zakończenie, zamienia się w wielowątkową, wielosezonową epopeję. Finałowy sezon właśnie pojawił się na platformie MAX. W tym samym serwisie można też obejrzeć wcześniejsze sezony tego serialu.
Czytaj także: Piosenka Taylor Swift w "Opowieści podręcznej". To oznacza tylko jedno! Fani pieją z zachwytu
"Genialna przyjaciółka" – przejmujący obraz Neapolu
Cykl Eleny Ferrante jest literackim fenomenem, ale to ekranizacja HBO i RAI sprawiła, że historia Lili i Eleny stała się jeszcze bardziej namacalna. Wszystko tu gra: surowy, ale piękny obraz Neapolu lat 50., subtelna gra młodych aktorek, muzyka i tempo narracji. Serial "Genialna przyjaciółka" nie próbuje przebić literatury – raczej ją uzupełnia, przekładając emocje na obraz z taką precyzją, że widz czuje się, jakby sam dorastał na zatłoczonych podwórkach neapolitańskiej dzielnicy.
"Ostre przedmioty" – kiedy rodzina to twój największy wróg
Książka Gillian Flynn to mroczna, świetnie napisana psychologiczna łamigłówka. Ale to serial z Amy Adams w roli Camille Preaker sprawił, że historia stała się wręcz hipnotyzująca. Realizacja pod kierunkiem Jean-Marca Vallée ("Wielkie kłamstewka") to mistrzostwo nastroju: ciepłe, duszne kolory, powolna narracja, świetna muzyka. To coś znaczne więcej, niż tylko książkowa ekranizacja – to pełnokrwisty psychologiczny thriller, który wciąga jak bagna Wind Gap. I zostaje z widzem na długo po ostatnim odcinku.
"Sto lat samotności" – García Márquez oczami XXI wieku
Choć literacki pierwowzór to absolutny klasyk, jego adaptacja – produkowana przez Netflixa i rodzinę autora – zapowiada się na coś naprawdę wyjątkowego. Serial (premiera już w 2024 roku) przenosi realizm magiczny Macondo do nowoczesnego języka filmowego, nie tracąc duszy powieści. W przeciwieństwie do książki, która bywa dla wielu czytelników hermetyczna, ekranizacja ma szansę otworzyć ten świat na nowo – barwnie, emocjonalnie i bardziej przystępnie. To jedna z tych opowieści, która potrzebowała czasu i technologii, by wreszcie móc rozkwitnąć w pełni.
"Wojna i pokój" – BBC pokazuje, jak ożywić klasykę
Lew Tołstoj stworzył dzieło monumentalne, ale – nie ma co ukrywać – nie dla każdego przystępne. Tymczasem mini-serial BBC z 2016 roku udowadnia, że klasykę można podać w nowoczesny, atrakcyjny sposób. Zapierające dech w piersiach zdjęcia, wybitna obsada (Lily James, Paul Dano, James Norton) i dynamiczny montaż sprawiają, że ta słynna historia miłości i wojny pióra Tołstoja nabiera zupełnie nowego wyrazu. Oczywiście – każde z tych dzieł zasługuje na przeczytanie. Ale prawda jest taka, że dobre seriale potrafią zrobić coś, czego książki nie mogą: zbudować świat, który widzimy, słyszymy i czujemy jednocześnie. A gdy twórcy robią to z pasją i szacunkiem do oryginału, efektem bywa dzieło kompletne. I wtedy nie ma się co obrażać – warto po prostu usiąść na kanapie i… dać się porwać fabule.