Weronika Mathia była bydgoską dzienniaką, została autorką kryminałów

i

Autor: Mat. wydawnictwa Czwarta Strona Kryminału

premiera

Zło czai się w nawiedzonym domu? Związana z Bydgoszczą Weronika Mathia debiutuje powieścią kryminalną

2023-08-25 14:31

- To historia kryminalna opowiedziana na mój sposób. Kiedy pisałam, bardzo zajmowało mnie obserwowanie, jak bohaterowie poradzą sobie z wyzwaniami, przed którymi ich stawiam. Punktem wyjścia zawsze jest dla mnie ofiara. Oddaję głos tym, którzy odeszli i pokazuję, jak radzą sobie z ich brakiem ci, którzy zostali - mówi związana z Bydgoszczą Weronika Mathia. 6 września ukaże się jej debiutancka powieść.

Weronika Mathia, pochodzi z Borów Tucholskich, mieszka w Iławie, przed laty była bydgoską dziennikarką. Teraz debiutuje jako pisarka powieści kryminalnych. Na kilka tygodni przed premierą o książce „Żar”, wiemy, że nie będzie ostatnią, choć to opowieść skończona, nie początek serii.

Weronika Mathia debiutuje powieścią kryminalną. O czym jest „Żar”?

Wydawca, Czwarta Strona, o fabule zdradza tylko tyle, by zanęcić i zostawić z uczuciem niedosytu. Bardzo słusznie!

  • Upalne lato. Z nieba leje się żar. Tego dnia, gdy Lena wyznaje miłość Rafałowi, on popełnia samobójstwo. Ponad dwadzieścia lat później podobny dramat przeżywa jej syn. Jego dziewczyna odbiera sobie życie, a on znika bez śladu. O opuszczonym domu, w którym doszło do tych tragedii, mówi się, że jest nawiedzony. Jednak zło ma tu zdecydowanie ludzką postać.
  • Lena Potocka szuka syna. Aspirant Jakub Zommer – mordercy siostrzenicy. Oboje będą musieli zmierzyć się z traumami i przerażającymi sekretami dotyczącymi bliskich im osób. W malowniczym miejscu przeszłość odbija się złowrogim echem. Gdy trudne pytania doczekają się odpowiedzi, może się okazać, że wiedza jest przekleństwem. I nic nie ukoi bólu po zderzeniu ze wstrząsającą prawdą. Pierwsze rozdziały powieści są jak obietnica.
  • Przed czytelnikiem rysuje się gęsto tkana historia, w której nie ma zbędnych słów, a kolejne sceny rozgrywają się jakby na naszych oczach, intymne chwile między młodymi bohaterami są niezwykle sugestywne i sensualne, dialogi - żywe, treściwe, a sytuacja, w której bohaterka usiłuje śledzić pewnego chłopaka - irytująco nieporadna, bo taka miała być. Dostajemy więc już na wstępie pełen wybór emocji. 6 września, w dniu premiery, przekonamy się, czy tak jest do końca.

Wcześniej zapytaliśmy autorkę o pracę nad debiutem.

Pierwsze zdanie twojej powieści nęci. Brzmi tak, że po prostu płynie się wzrokiem po kolejnym i kolejnym, choć w gruncie rzeczy jest proste, wcale nie opisuje spektakularnego wydarzenia. Należysz do grona tych pisarek i pisarzy, którzy podkreślają, że pierwsze zdanie ma decydujące znaczenie i trzeba się nad nim sporo napracować?

- Decydujące znaczenie mają pierwsze strony, rozdziały, większy fragment, który powie czytelnikowi coś o całości, da mu odpowiedź na pytanie, czy historia go zainteresuje, czy jest tym, czego szuka i oczekuje po powieści. Pierwszy rozdział „Żaru” jest jedynym w całej powieści, którego nie zmieniałam w procesie pracy nad całością. Wracałam do niego najwyżej po to, by dodać jakieś zdanie, jakieś skrócić, podczas gdy inne fragmenty przerabiałam wielokrotnie. To nie były kosmetyczne zmiany: wybierałam np. inny sposób narracji, co wymagało przebudowania wszystkiego, a z fragmentów, które usunęłam, można byłoby chyba stworzyć trzy alternatywne historie. To wyraz tego, jaki mam charakter i jak podchodzę do pisania. Jestem wobec siebie bardzo wymagająca, dlatego pracuje tak długo, aż stworze coś, z czego jestem naprawdę zadowolona. Nie mam kłopotu z krytycznym podejściem do tego, co napiszę, nie przywiązuję się do kolejnych zdań, jeśli są słabe, pozbywam się ich. A jednak z tym pierwszym rozdziałem było inaczej. Wypłynął ze mnie na fali pisarskiej iskry. A wracając do pierwszego zdania: oczywiście ma znaczenie. Gdybym odwróciła kolejność i na początku umieściła ostatnią frazę rozdziału, jego wymowa, ale i znaczenie całej historii byłyby zupełnie inne, nie takie, jak zaplanowałam. Często zresztą jest tak, że pierwsze zdanie, pierwszy rozdział autor dodaje na końcu, kiedy wie już, co chcę przez swoją historię opowiedzieć.

Jak długo ty zastanawiałaś się, co chcesz opowiedzieć?

- „Żar” powstał cztery lata po tym, jak zdecydowałam, że będę pisać (bo o tym, że chcę pisać, wiedziałam od dawna). Podeszłam do tematu jak do nowej profesji - kursy pisania (a brałam udział w wielu) traktowałam tak, jak inni traktują studia podyplomowe. Chciałam być dobrze przygotowana. Uważam, że pierwsza powieść to taka, do której nie trzeba robić szerokiego researchu, a to dlatego, że twórcy długo mają te historie w głowach, wybierają temat, który dotyczy tego, co ich interesuje, więc mają szeroką wiedzę już na starcie. U mnie było podobnie. Oglądałam wiele filmów, czytałam mnóstwo książek i reportaży o śledztwach czy tajemniczych sprawach kryminalnych. Co nie znaczy, że w ogóle nie poświęciłam czasu na poszerzanie wiedzy. Spotykałam się z ekspertami, radziłam się, dopytywałam, choćby o przebieg śledztw. Dla mnie rozmowa z drugim człowiekiem, poznanie jego punktu wodzenia, zawsze było ważne, a przychodzi mi łatwo, głównie dzięki doświadczeniu w pracy dziennikarki. Bardzo je sobie cenie, teraz owocuje.

„Żar” to nie krwisty kryminał z pościgami czy strzelaninami. Mamy za to wątki psychologiczne: pojawia się temat trudnego macierzyństwa, depresji, skomplikowanych relacji z bliskimi. To chyba nie wydarzenia, a losy ludzi są na pierwszym planie?

- To historia kryminalna opowiedziana na mój sposób. Kiedy pisałam, bardzo zajmowało mnie obserwowanie, jak bohaterowie poradzą sobie z wyzwaniami, przed którymi ich stawiam. Punktem wyjścia zawsze jest dla mnie ofiara. Oddaję głos tym, którzy odeszli i pokazuję, jak radzą sobie z ich brakiem ci, którzy zostali.

Obserwujesz swoich bohaterów? Co to znaczy?

- Wiem, że to może brzmieć zabawnie. Też miałam takie wrażenie, kiedy czytałam coś takiego w wywiadach z pisarzami i pisarkami, zanim sama zaczęłam pisać. Jak świat, który sami tworzymy, może żyć własnym życiem i jeszczeż wymykać nam się spod kontroli. Wiadomo, że to nie bohaterowie płatają figle, a nasza wyobraźnia szaleje. Najlepiej jest jej się wtedy poddać, zaufać intuicji, pozwolić, by bohaterowie zrobili coś niestandardowego, nieoczekiwanego i sprawdzić, jak to się wpisze w historię. Nie znaczy to, że nie można potem poprawić danego fragmentu, skorygować opisywanej sytuacji. To niekiedy potrzebne, ale ta wolność tworzenia też jest niezwykle istotna.

Stresujesz się przed premierą?

- Jasne. Wiem, że wiele osób pokłada duże nadzieje w mojej książce, wydawnictwo wykonało ogromną pracę. Zastanawiam się, czy spełnię wszystkie oczekiwania. Włożyłam w tę powieść wiele siebie, podchodzę do pracy emocjonalnie, nie umiem pisać na chłodno (może: jeszcze nie umiem), dlatego będę wnikliwie analizować wszystkie opinie czytelników, próbując wyłuskać z nich coś konstruktywnego dla siebie. Obserwuję reakcje czytelników na kolejne książki innych twórców i wiem, że nie wszystkie są przychylne.

A co dalej? Szykuje się kolejna powieść?

- Druga jest skończona. Akcja rozgrywa się na przedwiośniu, mam nadzieję, że uda się ją wydać wiosną. Trzecią i czwartą mam na razie w głowie. To będą osobne historie, nie planuję pisania serii. To historie kryminalne, w klimacie thrillera. Na pewno mają w sobie coś z obu. Też mają dotykać problemów, z jakimi borykają się bohaterowie i znów skupię się na ich przeżyciach. Nie zrezygnuje też z kilku perspektyw, a co za tym idzie – mieszanej narracji. Na ten moment, gdy planuje książkę, zawsze widzę kilka osób. Są jak puzzle. Dopiero jak wpasujesz ich wszystkich w historię, widzisz całość.

Frymark Bydgoski, czyli zdrowa żywność na wyciągnięcie ręki