Trening strzelecki w szkołach. Byłam na wirtualnej strzelnicy

i

Autor: A. Olejarczyk

Byłam, widziałam, opisałam

Wirtualna strzelnica w każdym powiecie. Dzieci w szkołach uczą się, jak strzelać. Byłam sprawdzić, jak wygląda nauka strzelania

Grafika może nie była taka, do jakiej przywykli zatwardziali gracze komputerowi, ale mi spokojnie wystarczyła. Przez chwilę czułam, jakbym naprawdę leżała w zaroślach i próbowała trafić do celu, który co rusz przysłania tańcząca na wietrze trawa. Bolały mnie oczy od wytężania wzroku, ale byłam czujna. Wroga tarcza mogła wyskoczyć w każdym momencie.

Od początku tego roku szkolnego uczniowie ostatnich klas szkół podstawowych i pierwszych klas szkół średnich muszą przejść obowiązkowy trening strzelecki. Taką decyzję podjęło Ministerstwo Edukacji i Nauki w reakcji na wybuch wojny w Ukrainie. Wraz z nadejściem września wirtualne strzelnice wyrastały jak grzyby po deszczu, praktycznie w każdym powiecie. Ceremonię otwarcia zawsze ogłaszano z "pompą", zapraszano lokalne władze, przedstawicieli policji, czasem nawet i media. 

Zainteresowana tematem postanowiłam sprawdzić na własnej skórze, jak wygląda trening strzelecki, który przechodzi obowiązkowo dzisiejsza młodzież. Z Katowic wyruszyłam w drogę do Łazisk Górnych. Wysiadłam na przystanku przy dworcu i po kilku minutach spaceru dotarłam na miejsce. Budynek Zespołu Szkół Energetycznych i Usługowych sprawił wrażenie ogromnego. Szkołę średnią, do której chodziłam, przy tym "kolosie" można by nazwać maciupeńką.

- Naprawdę? Wcale nie jest taka duża, to nawet nie jest największa szkoła w powiecie  - odpowiada Piotr Dębowski.

To on odpowiada za treningi strzeleckie w wirtualnej strzelnicy. Ma kilkuletnie doświadczenie w strzelectwie sportowym. Część zajęć prowadzi Sławomir Tokarz, czynny policjant. Do szkoły przyjeżdża raz w tygodniu i uczy klasy mundurowe. Do grona instruktorów dołączy wkrótce jeszcze jedna instruktorka, gdy tylko ukończy szkolenie.

Wchodzimy do niskiego budynku obok sali gimnastycznej. Dawniej mieściły się tu dwa mieszkania pracownicze. Pierwsze wyremontowano już jakiś czas temu na rzecz klas mundurowych. Udekorowali ją uczniowie. Na suficie podwiesili siatkę moro, na ścianach plakaty i swoje zdjęcia. Jest też miejsce na tablicę szkolną, a nad nią godło polski, krzyż i trzy karabiny, żeby było bardziej patriotycznie. 

Wirtualna strzelnica w ZSEiU w Łaziskach Górnych

i

Autor: A. Olejarczyk

Przechodzimy do drugiego "mieszkania", czyli wirtualnej strzelnicy. Nie jest tak duża, jak sobie wyobrażałam. Ma 11 metrów długości i 8 metrów szerokości. Stanowisko strzeleckie stoi może z 6 metrów od ekranu, który zajmuje całą ścianę. Delikatnie mówiąc, czuję się rozczarowana: z takiej odległości na pewno trafię dziesiątkę.

- Każdy, kto tu wchodzi, ma takie wrażenie. Zaraz się przekonamy, jak pani pójdzie - uśmiecha się pod nosem pan Dębowski.

Strzelanie do celu nie jest tak proste, jak na filmach. I do tego bolą ręce

Do dyspozycji uczniów są cztery karabinki HK416 i cztery pistolety typu Glock. Wyglądają jak prawdziwe, zadbano nawet o odpowiednią wagę. Wszystkie repliki mają zablokowane lufy, a w miejsce wylotu pocisku zamontowano emitery wiązki laserowej.

Wirtualna strzelnica w ZSEiU w Łaziskach Górnych

i

Autor: A. Olejarczyk

- Najważniejsze, żeby trzymać broń zawsze wycelowaną w stronę ekranu. Uczniom zawsze powtarzam, że jeśli mają jakiś problem, to mają podnieść rękę i trzymać pozycję, a nie machać karabinem na lewo i prawo. Chodzi o to, by nauczyć się bezpiecznego obchodzenia się z bronią - tłumaczy pan Dębowski.

Przyjmuję pozycję strzelecką. Stoję bokiem do ekranu, nogi mam w lekkim rozkroku, palec lewej ręki trzymam na spuście, a prawą podtrzymuję broń. 

Nagle na ekranie wyskakują tarcze. Teraz rozumiem, skąd się wziął ten uśmiech politowania na twarzy mojego instruktora. Tarcze są maleńkie - gdy patrzę przez muszkę nawet nie widzę, gdzie jest dziesiątka, a gdzie siódemka. -Strzelamy na odległość 25 metrów - dodaje pan Dębowski.

Wirtualna strzelnica w ZSEiU w Łaziskach Górnych

i

Autor: A. Olejarczyk

Mam do oddania pięć strzałów, za każdy maksymalnie można zdobyć 10 punktów. Z całych sił staram się trafić do celu. Wynik: 41. - Jak na pierwszy raz to świetnie pani poszło! - chwali mnie instruktor.

Ale później jest już tylko gorzej. Przy każdej kolejnej próbie mam coraz mniej punktów.

- Najważniejsze jest skupienie, czyli średnica rozrzutu. Nie trzeba zawsze trafiać w dziesiątkę, ale ważne, żeby średnica była jak najmniejsza. Pani skupienie wygląda nie najgorzej. Musi pani tylko celować nieco bardziej w prawo  - pociesza mnie instruktor.

Po chwili zaczynają mnie boleć ręce. Waga karabinu daje się we znaki. Przechodzimy więc do pozycji leżącej. Ręce wsparte na łokciach, jedna noga nieco odchylona w bok.

A tarcze zrobiły się jeszcze mniejsze. "Strzelamy właśnie na odległość basenu olimpijskiego"- uśmiecha się nauczyciel.

Teraz już całkowicie nie widzę, gdzie jest "prawo", a gdzie "lewo". Dla mnie tarcza jest wielkości główki szpilki. W międzyczasie pan Dębowski skończył swoją serię. Wynik: 50 na 50. No tak, w końcu trening czyni mistrza. 

Ważne jest, by obywatele potrafili w bezpieczny sposób obchodzić się z bronią

Na koniec treningu stajemy do rywalizacji. Z ekranu znikają tarcze, w zamian pojawia się drewniany słup. Po jego obu stronach wystają poziome, białe elementy. Sceneria też się zmieniła. Widać niebo, trawę, jakieś mury. Nie jest to może jakość, którą znamy z gier komputerowych, ale na pewno stanowi miłą odmianę od maleńkich tarcz.

Wirtualna strzelnica w ZSEiU w Łaziskach Górnych

i

Autor: A. Olejarczyk

- W ramach systemu mamy możliwość wykorzystania gotowych scenariuszy, ale też tworzenia własnych. W zależności od potrzeb treningowych możemy wybrać scenerię i porę dnia. Na ekranie mogą się pojawić opady deszczu, śniegu, możemy ćwiczyć w mgle i przy dużym zachmurzeniu. Ponadto do wyboru mamy strzelanie na różne odległości i do celów ruchomych. W przypadku uczniów klas mundurowych do treningu wprowadzamy też elementy taktyki - opowiada pan Dębowski.

Rywalizacja strzelecka z pozoru wydaje się prosta. Gdy trafię do białego elementu po mojej stronie, ten przeskoczy na stronę rywala. Na starcie każdy ma po pięć celów. Nie minęło trzydzieści sekund, a w miejsce słupa wyświetlił się komunikat o wygranej pana Dębowskiego. Ale ja się nie poddaję.

Z drugiego starcia wychodzę obronną ręką, choć mojej uwadze nie umknął fakt, że rywal dał mi 10 sekund zapasu. - Nie, to nie tak, myślałem, że ma pani jakiś problem z bronią - tłumaczy się pan Dębowski.

W ogóle mu nie wierzę, ale i tak jestem szczęśliwa. Dawno nie miałam takiej frajdy.

- Część naszych uczniów przeszła już trening strzelecki. Podobało im się, padł nawet pomysł założenia koła strzeleckiego. Ale największą wartość dla mnie stanowi ocena uczniów z klas mundurowych, którzy dwa razy do roku jeżdżą na poligon. Mówią, że taki trening naprawdę jest przydatny. Tutaj mogą nauczyć się podstaw, które później wykorzystują podczas ćwiczeń w świecie rzeczywistym - mówi pan Dębowski.

A jak na treningi strzeleckie reagują rodzice? Czy nie mają nic przeciwko temu, by ich dzieci uczyły się strzelać?

- Do czasu wybuchu wojny w Ukrainie niektórzy krytycznie podchodzili do klas mundurowych i treningów strzeleckich z młodzieżą. Teraz nastroje mocno się zmieniły. Żyjemy w niepewnych czasach, konflikt zbrojny może nadejść w każdej chwili. Wiadomo, że nikt podczas wojny nie będzie strzelał z pistoletu. Rolę odrywa artyleria, drony, samoloty, czołgi, zwiad. Ale w pierwszych dniach wojny w Ukrainie cywilom w Kijowie rozdawano broń. Jeśli nie zdążyli sobie zrobić krzywdy, to strzelali do swoich. Dlatego tak ważne jest, by obywatele potrafili się posługiwać bronią w bezpieczny sposób. Dzięki temu wróg nie będzie wchodził na teren cywilny bez strachu. To jest sposób na podniesienie poziomu bezpieczeństwa w państwie. A przy okazji młodzież może się zainteresować pracą w służbach. Nie chodzi tylko o wojsko, ale również pracę w policji czy straży granicznej - mówi Piotr Dębowski.