Sebastian M. podejrzany o spowodowanie wypadku na A1, w którym zginęły trzy osoby

i

Autor: Polska Policja

Wypadek na A1

Sebastian M. zatrzymany w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. To on staranował na A1 rodzinę z Myszkowa

Kilka dni temu piotrkowska prokuratura wydała list gończy za Sebastianem M., podejrzanym o spowodowanie tragicznego wypadku na autostradzie A1, w którym zginęła trzyosobowa rodzina z Myszkowa. Wstępne ustalenia wskazują, że 32-latek jechał bmw z prędkością co najmniej 253 km/h. Mężczyzna próbował ukryć się za granicą, ale służby i tak go dopadły. W środę 4 października przed południem 32-latek został zatrzymany w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński poinformował o zatrzymaniu Sebastiana M. Doszło do niego w środę 4 października przed południem. Mężczyzna jest podejrzewany o spowodowanie wypadku na autostradzie A1, w którym zginęła trzyosobowa rodzina.

"Specjalna Grupa Poszukiwawcza powołana przez Komendanta Głównego Policji na terenie Zjednoczonych Emiratów Arabskich wspierała lokalną Policję, która dokonała dziś zatrzymania poszukiwanego Sebastiana M.. Zadania realizowane były w ścisłej współpracy z Prokuraturą Krajową" - napisał minister Kamiński.

Jak ustalił detektyw Krzysztof Rutkowski, do zatrzymania miało dojść na lotnisku w Dubaju, gdzie 32-latek próbował przekroczyć granicę na podstawie fałszywych dokumentów niemieckich.

Podczas konferencji prasowej prokurator generalny i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział, że podpisze wniosek o ekstradycję Sebastiana M.

Tragiczny wypadek na A1. W pożarze samochodu zginęła 3-osobowa rodzina z Myszkowa

Przypomnijmy: do koszmarnego wypadku doszło w sobotę 16 września ok. godz. 20 na autostradzie A1 na wysokości wsi Sierosław pod Piotrkowem Trybunalskim. Trzyosobowa rodzina z Myszkowa - Patryk, Martyna i ich pięcioletni syn Oliwier - wracała samochodem do domu. W pewnym momencie kia uderzyła w bariery energochłonne i stanęła w płomieniach. Pasażerowie nie mieli szans na ratunek. Wszyscy spłonęli żywcem.

Początkowo piotrkowska policja podawała, że kierujący pojazdem kia "z niewyjaśnionych przyczyn uderzył w bariery energochłonne, następnie auto zapaliło się". Tymczasem już 19 września profil "Bandyci drogowi" na platformie X (dawniej Twitter) udostępnił zapis z kamery auta jadącego A1 w przeciwnym kierunku. Widać na nim moment wypadku i wybuch pożaru.

Zdaniem internautów i świadków zdarzenia, kierowca samochodu kia jechał lewym pasem, gdy tuż za nim nadjechało z wielką prędkością bmw. Jego kierowca dał znak światłami, chcąc wymusić na kierowcy kii ustąpienie pasa ruchu. Tak też się stało: kierowca kii włączył kierunkowskaz i zaczął manewr zjazdu na prawy pas. W tym momencie kierowca bmw również zjechał na prawy pas i staranował pojazd jadący przed nim. Wtedy kia wpadła w barierki energochłonne i się zapaliła. Tymczasem kierowca bmw zatrzymał się na swoim pasie ruchu.

Straż pożarna, która została wezwana na miejsce wypadku, od początku informowała, że w zdarzeniu brały udział dwa samochody. Ale policja potwierdziła tą informację dopiero 23 września - tydzień po tragedii i cztery dni po tym, jak do sieci wyciekło nagranie z samochodowej kamerki.

Gdy policja milczała, internauci rozpoczęli własne poszukiwania sprawcy wypadku

Internauci nie poprzestali na analizie filmiku. W kilka dni udało im się ustalić, że samochód bmw był niedawno przerabiany w jednym z warsztatów specjalizujących się podwyższaniem mocy silników. Dzięki temu auto miało się rozpędzać nawet do 300 km/h.

27 września prokurator generalny i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro poinformował, że bmw uczestniczące w wypadku na A1 jechało z olbrzymią prędkością. Wstępne ustalenia wskazują, że samochód pędził co najmniej 253 km/h.

Na forach internetowych coraz częściej zaczęło się również przewijać nazwisko domniemanego sprawcy wypadku, a także informacje o jego rzekomych powiązaniach z łódzkimi służbami. Od tych rewelacji stanowczo odcięła się tamtejsza policja. W sobotę 30 września na stronie policji pojawił się specjalny komunikat w tej sprawie.

"Pragniemy podkreślić, że wbrew fałszywym informacjom, które krążą w Internecie kierowcą bmw nie był funkcjonariusz Policji ani syn funkcjonariusza jakiejkolwiek służby. Nie był to również polityk czy inna osoba zajmująca stanowisko publiczne. Działamy w sposób transparentny. Dla Policji oraz organów ścigania nie ma znaczenia status społeczny, zajmowane stanowisko czy wykonywany zawód uczestników opisywanego zdarzenia drogowego. Apelujemy o nierozprzestrzenianie plotek i niesprawdzonych informacji" - można było przeczytać w oświadczeniu łódzkiej policji.

Prokuratura wydała list gończy za Sebastianem M. Mężczyzna wyjechał za granicę

W piątek 29 września Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim wydała list gończy za Sebastianem M., kierowcą bmw. 32-latek był poszukiwany w związku z przestępstwem śmiertelnego wypadku drogowego. Już wtedy media nieoficjalnie podawały, że mężczyzna przebywa poza granicami kraju.

We wtorek 3 października mec. Łukasz Kowalski, pełnomocnik rodziny ofiar wypadku na A1, złożył do Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim wniosek o zmianę kwalifikacji czynu na zabójstwo. Jak tłumaczył w mediach, "jeżeli ktoś jedzie 253 km/h, to jest zabójcą, bo zrobił sobie tor wyścigowy z autostrady".

Zaledwie dzień później (4 października z samego rana) adwokat Bartosz Tiutiunik, obrońca Sebastiana M. , złożył do piotrowskiego sądu wniosek o wydanie dla swojego klienta listu żelaznego. Dokument ten jest gwarancją, że podejrzany nie trafi do aresztu do zakończenia procedury karnej, a podczas procesu odpowiada z "wolnej stopy".

Tiutiunik potwierdził też, że Sebastian M. opuścił terytorium Polski. Zaznaczył przy tym, że podejrzany nie miał wydanego zakazu opuszczania kraju, a jego wyjazd "nie miał żadnego związku z toczącym się postępowaniem karnym".

Jeszcze tego samego dnia 32-latek został zatrzymany.

Najważniejsze wiadomości ze Śląska

i

Autor: Marcin Twaróg Link: https://www.eska.pl/slaskie/