dr hab. henryk duda

i

Autor: KUL/Canva

Dzień Kobiet 2023. Językoznawca z KUL-u o feminatywach: nasze wnuki nie będą miały problemu

2023-03-07 21:45

W Dzień Kobiet warto przyjrzeć się jednemu z najgorętszych tematów, który dotyczy bohaterek święta, czyli feminatywów. Walka o „żeńskie końcówki” rozpala emocje, dzieli opinie, ale przede wszystkim... jest tematem zastępczym. Bo, jak twierdzi dr hab. Henryk Duda z KUL-u, chodzi przede wszystkim o rolę kobiet w społeczeństwie.

Dr hab. Henryk Duda jest polonistą i slawistą, który na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim kieruje Katedrą Języka Polskiego. Jak twierdzi, o upowszechnianiu feminatywów w polszczyźnie zdecydują miliony jej użytkowników i użytkowniczek. Podkreśla też, że w dyskusji o żeńskie formy tylko pozornie chodzi o język.

Dyskusja o feminatywach jest w gruncie rzeczy dyskusją zastępczą. Naprawdę nie chodzi o język, albo – nie tylko o język. To jest dyskusja o człowieku. O tym, kim jest kobieta, także kim jest mężczyzna, jakie są ich funkcje w życiu społecznym, jakie są, powinny być relacje między płciami. Z punktu widzenia języka zawsze jest tak, że to język podąża za zamianami w rzeczywistości – język oczywiście wpływa na nasz sposób myślenia i działania, ale też ją odzwierciedla, jak często mówią językoznawcy jest „zwierciadłem kultury”. Język odzwierciedla przeszłość, kształtuje teraźniejszość. I czy chcemy tego, czy nie, w ostatnich 30 latach zaszły w Polsce ogromne zmiany społeczne, także dotyczące roli kobiet. Wcześniej, z powodu PRL-u i komunizmu, zostaliśmy w tyle w stosunku do Zachodu. Obecnie „nadrabiamy” te zaległości, często zapożyczając z Zachodu idee i wzorce zachowań, a ze względu na to zapóźnienie, tempo zmian jest ogromne, nie zawsze mamy dość czasu, by te zmiany oswoić mentalnie.

W środowisku językoznawczym na boczny tor zeszła dyskusja nad tym, czy używać feminatywów, bo coraz więcej osób po prostu to robi. Są jednak formy, które budzą wątpliwości. O ile „gościni” i „posłanka” dziwią coraz mocniej, o tyle problem wg dra hab. Dudy stanowi np. „profesorka”. Ma to związek z przyrostkiem „-ka” kojarzącym się często ze zdrobnieniem. Ale nie tylko.

– Po pierwsze niechęć może budzić już sam fakt, że rzeczownik „profesorka” jest obecnie używany w nowym znaczeniu i nowych sytuacjach komunikacyjnych – dawniej „profesorką” można było nazwać nauczycielkę w szkole średniej, o kobiecie pracującej w uniwersytecie mówiliśmy i ciągle jeszcze jest to dość powszechne „profesor”, „pani profesor”. „Profesorka” w świecie uniwersyteckim to nowość, odejście od tradycji, konwencji, a nie utrwalone w uzusie językowym formy, wyrazy, znaczenia często budzą sprzeciw. To normalne. Jeśli są potrzebne, to ostaną się w języku. Pamiętać należy, że polszczyzna, tak jak inne języki, ewoluuje i nasze wnuki nie będą miały z „profesorką” żadnego problemu.

Jak wskazuje naukowiec, KUL ma już zasługi dla pielęgnowania feminatywów. Po 1918 r. pracował tam językoznawca Jan Niecisław Ignacy Baudouin de Courtenay, który okazał się pionierem lingwistyki feministycznej. Zwrócił uwagę na językową niesprawiedliwość wobec kobiet, która ujawnia się m.in. tym, że żeńskie formy są tworzone od męskich, co nadal pokazuje, że to męska forma (więc i mężczyzna) była pierwsza.

Dr hab. Duda podkreśla też dwa poziomy języka, z których jeden jest bardziej „chłonny”.

– Należy jednak odróżnić dwa poziomy języka – potoczny i bardzo oficjalny. I z całą pewnością język potoczny radzi sobie z tym bardzo dobrze, nieświadomie odnajduje właściwe słowa i rozwiązuje problemy, natomiast w języku oficjalnym już jest z tym trudniej. (...) stoję na stanowisku, że warto zaufać milionom użytkowników języka. Jeżeli te miliony chcą mówić „profesorka”, „gościni”, „medioznawczyni”, „ministra”, to nie widzę powodu, żeby upierać się przy dotychczasowych formach. Warto na koniec przywołać Stefana Kisielewskiego, który przed laty w jednym ze swoich felietonów dotyczących kwestii językowych, nawiązując do Tuwima, napisał: „To my, literaci, dziennikarze, poeci, aktorzy, mówcy i wszyscy ludzie zainteresowani kulturą polską, a także my publiczność, codzienni czytelnicy pism, okólników, ogłoszeń i książek telefonicznych, my słuchacze radia i telewizji, bywalcy teatrów i kin. MY JESTEŚMY TU JĘZYKOZNAWCAMI”. My, czyli użytkownicy języka, a nie my profesorowie, badacze, językoznawcy ani nawet nie Rada Języka Polskiego. My, profesorowie, co najwyżej możemy zachęcać zgodnie z łacińską sentencją „verba docent, exempla trahunt”, czyli „słowa uczą, przykłady pociągają” i nie tylko wytykać użytkownikom błędy językowe, ale dawać przykład języka, który uważamy za wzorcowy.

Jak się żyło w Lublinie w czasach PRL-u? Zobaczcie zdjęcia!