Weekend z Evanescence

2007-07-26 13:54

Na scenę muzyczną wtargnęli jak burza i od razu zawojowali listy przebojów. Debiutancki hit Bring Me To Life wpada w ucho od pierwszego słuchania i natychmiast zaraża magią zespołu Evanescence. W najbliższy weekend, tylko w Radiu ESKA posłuchaj jak Amy i Ben opowiadają o powstaniu zespołu, przyjaźni i niezwykłej muzyce Evanescence...

Evanescene – są nowym i bardzo obiecującym zespołem z U.S.A, który przekonuje nas do siebie swym pierwszym hitem Bring Me To Life z debiutanckiej płyty Fallen. Zespół tworzy czwórka przyjaciół z Arkansas, których łączą wspólne gusta muzyczne i wielki głód światowego sukcesu. Grupa założona została przez wokalistkę Amy Lee i Ben Moody’ego – głównego gitarzystę i drugi głos zespołu....
Spotkałem Amy podczas jednego z letnich szkolnych obozów. Mieliśmy wtedy po jakieś 13, 14 lat. Od razu się polubiliśmy i zaczęliśmy rozmawiać na temat muzyki. Kiedy jeszcze pod czas obozu zacząłem grać dla znajomych, zdecydowaliśmy, że zaczniemy tworzyć coś razem. Minął miesiąc, obóz się skończył, a my przesiadywaliśmy u siebie wzajemnie i pisaliśmy własną muzykę. I tak zostało do dzisiaj.
Młodzi muzycy od razu przypadli sobie do gustu i jak zdradziła Amy, choć obydwoje wybijali się na tle grupy swoimi niecodziennymi zdolnościami, nigdy nie byli o siebie zazdrośni...
Nigdy. To muzyka sprawiła, że się poznaliśmy. Wszystkich innych dookoła nas zajmowały typowe obozowe zajęcia – grali w kosza, chodzili na siłownię. Dopiero kiedy Ben zobaczył mnie siedzącą samotnie w kącie, grającą na pianinie, zdecydował się do mnie podejść i zagadać. Pomyślał sobie – Oh, ona też jest muzykiem.
Członkowie Evanescence podkreślają, że łączy ich nie tylko muzyka. W życiu prywatnym są przede wszystkim najlepszymi przyjaciółmi, których wspólne marzenia i sukces jeszcze bardziej zbliżają.

Bring Me To Life, to pierwszy singiel z debiutanckiej płyty nowego amerykańskiego zespołu Evanescence pt. Fallen. Hit bardzo dobrze sobie radzi na światowych listach przebojów i wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek jaskrawo się zapowiadającej kariery grupy. Zespół zyskuje sobie fanów nie tylko dzięki swej ciekawej zróżnicowanej muzyce, ale także interesującym tekstom. O słowach pierwszego singla opowiada wokalistka i autorka tekstów Evanescence – Amy...
Chciałabym, żeby tekst „Bring Me To Life” był interpretowany zupełnie dowolnie. Chciałabym, że ludzie brali z niego, to co najlepiej pasuje do nich i ich życia. Mogę jednak zdradzić, że kiedy pisałam słowa do „Bring Me To Life” miałam w głowie obraz zwykłego człowieka, który codziennie rano się budzi i wpada w swoją monotonną rutynę. Wstaje, idzie do pracy, wieczorem kładzie się do łóżka. I tak dzień za dniem. Nagle jednak, coś się dzieje, jakieś wydarzenie wzbudza w nim iskierkę emocji i wtedy zdaje sobie sprawę, że chce wreszcie zacząć żyć w pełni. Dochodzi do niego, że do tej pory tak naprawdę nie żył. Przesypiał swoje życie. Od tego szczególnego momentu, chce wzbudzić w sobie uczucia, emocje, pasję, coś co go wyrwie z marazmu.
Zdaniem Amy, hit Bring Me To Life można opisać na wiele sposobów...
„Bring Me To Life” może być piosenką o miłości. Można też powiedzieć, że opowiada o tym szczególnym uczuciu satysfakcji z samego siebie, kiedy uda nam się coś ważnego osiągnąć. Może chodzić o zostanie artystą, ale równie dobrze o cokolwiek innego. Przede wszystkim chodzi o bycie żywym, o to że czujesz, że żyjesz. Trudno mi opisać mieszankę czynników gwarantujących szczęście.
Jednym z nich może być z pewnością słuchanie pierwszej płyty Evanescence Fallen, na której mieści się jeszcze wiele ciekawych hitów.

Obserwując rosnąca popularność grupy Evanescence można rzec, że ich pierwszy singiel Bring Me To Life to dopiero początek błyskotliwej kariery. Podobno nie ma niezawodnego przepisu na hit, ale jak twierdzi Ben z Evanescence niezawodnie wymaga on zawsze włożenia bardzo dużo pracy...
„Bring Me To Life” była jedną z piosenek, nad którymi pracowaliśmy najdłużej. Zaczęliśmy od muzyki. Tak też powstaje zdecydowana większość naszych utworów. Refren, który słyszycie w ostatecznej wersji jest co najmniej piątą wersją jaka nam przyszła do głowy. Nie pamiętam dobrze co było bezpośrednią inspiracją do napisania „Bring Me To Life”. Pierwszy pomysł narodził się chyba podczas zabawy w studiu z przeróżnymi loopami. Nawet dźwięki pianina z początku piosenki oryginalnie powstały w formie loopa. To było tylko kilka nutek, które ułożyły mi się w głowie w ciekawą melodię. Powoli zaczęliśmy ten temat muzycznie rozwijać. Później spędziliśmy wraz z Amy mnóstwo czasu próbując wynaleźć odpowiedni refren. Ostateczna wersja mało ma w sobie z oryginalnej muzyki czy zaśpiewu. „Bring Me To Life” od początku wydało nam się interesujące, wiedzieliśmy że jest szczególnym kawałkiem.
Niewątpliwym wyróżnieniem dla debiutującego zespołu Evanescence jest fakt, że ich muzyka została już wykorzystana do filmu. Chodzi oczywiście o kawałek Bring Me To Life, który znalazł się na ścieżce dźwiękowej do filmu Daredevil.
Kiedy usłyszałem „Bring Me To Life” w filmie „Daredevil” było to jedno z najbardziej niesamowitych doświadczeń w moim życiu. Bardzo ciekawe, że zdecydowali się wykorzystać właśnie tę piosenkę, bo nie była napisana specjalnie dla potrzeb filmu, ani też film nie nawiązuje bezpośrednio do utworu. Jednak scena, w której pojawia się „Bring Me To Life” wprost doskonale pasuje do piosenki. Nie możemy wyjść z podziwu. Bardzo nam to schlebia, jesteśmy naprawdę wzruszeni.
Miejmy nadzieję, że zespół Evanescence czeka jeszcze wiele podobnych miłych wyróżnień.

Zespół Evanescence zwraca uwagę nie tylko swoją oryginalną, zróżnicowaną muzyką, ale też ciekawą nazwą, na której łamią sobie język fani z całego świata. Wyraz evanescence oznacza ewaporację – nagłe i całkowite zniknięcie, rozpuszczenie się w powietrzu. Amy opowiada skąd wziął się pomysł na niecodzienną nazwę grupy...
Któregoś dnia Ben przyszedł do mnie do domu, jeszcze w szkole średniej, ze słownikiem w ręku i powiedział – musimy wymyślić dla nas jakąś nazwę. Naprawdę szukaliśmy odpowiedniego określenia w słowniku. Chcieliśmy wpaść na jakieś niezwykłe, niespotykane słowo. Większość ludzi nie zna słowa „evanescence” , po angielsku oznacza ono – zniknięcie, rozpłynięcie się w powietrzu. Chcieliśmy także, aby nasza nazwa miała w sobie coś tajemniczego. Opisanie naszej muzyki, przypisanie jej jakiejś etykietki przychodzi nam równie trudno, co innym ludziom zrozumienie naszej nazwy. Osobiście uważam, że nazwa „Evanescence” jest piękną. Kiedy brzmienie tego słowa dźwięczy mi w uchu, wydaje mi się piękne i dziwne. Myślę, że dobrze do naszej muzyki.
Trudna do wymówienia lecz bardzo oryginalna nazwa okazała się na dłuższą metę bardzo korzystna. Nikt już nie ma wątpliwości kto śpiewa doskonały hit Bring Me To Life. W końcu zespół Evanescence jest tylko jeden.

Evanescence są jeszcze bardzo młodym zespołem, ale z powodu niezwykłej popularności pierwszego hitu Bring Me To Life, ich życie coraz częściej przypomina rzeczywistość wielkich gwiazd. Ben, jeden z założycieli grupy, zdradził które z dotychczasowych osiągnięć napawają go największą dumą...
Mówiąc szczerze trudno wybrać tylko jeden, najbardziej napawający dumą moment. Od początku istnienia grupy było ich bardzo wiele. Chyba najlepiej pamiętam chwilę, kiedy zadzwoniłem do swojego ojca i powiedziałem mu, że zaczynam na poważnie zajmować się muzyką. Było to jak gdyby spełnienie naszego wspólnego marzenia. On tez zawsze chciał być muzykiem, ale różne życiowe okoliczności i obowiązki rodzinne nie pozwoliły mu na to by stać się rockmanem. Kiedy tylko więc przydarza mi się coś rodem z życia wielkich gwiazd, coś co pachnie rzeczywistością Los Angeles, staram się to jak najlepiej zapamiętać, zadzwonić i mu to natychmiast opowiedzieć. Średnio raz na tydzień przychodzi więc taka chwila, kiedy dzwonię do niego i mówię „nie uwierzysz, co się mi przydarzyło. Bardzo pięknym momentem był także mój telefon kiedy otrzymaliśmy złotą płytę. To prawdopodobnie najfajniejsze wydarzenie do tej pory.
Popularność mega hitu Bring Me To Life i całej debiutanckiej płyty Fallen jednoznacznie wskazują, że na tym wyróżnieniu się nie skończy. Kariera Evanescence dopiero nabiera rozpędu, a Ben będzie miał pewnie jeszcze wiele okazji do pełnych dumy rozmów z tatą.

Płyta Fallen z pierwszym singlem Bring Me To Life, to dopiero debiutancki album w historii zespołu Evanescence, ale członkowie grupy grają już ze sobą od kilku dobrych lat. Dotyczy to zwłaszcza założycieli formacji – Amy i Bena, którzy opowiadają o tym, jak wyglądały początki grupy i jak muzycy skompletowali swój zespół...
Spotykaliśmy się z Amy każdego dnia po szkole. Albo ja odwiedzałem ją w domu rodziców, albo ona wpadała do mojego mieszkania. Siedzieliśmy i nieustająco graliśmy, pisaliśmy, tworzyliśmy naszą muzykę.
Kiedy już graliśmy razem przez jakiś czas, bardzo zapragnęliśmy wystąpić gdzieś na żywo przed publicznością. Zapraszaliśmy więc przyjaciół i okolicznych muzyków, wynajmowaliśmy jakieś miejsce i dawaliśmy mały koncert. Działo się to mniej więcej raz na pół roku. Teraz kiedy jesteśmy w trasie, jeżdżą z nami niektórzy z tych muzyków, z którymi graliśmy podczas pierwszych garażowych koncertów. W ten sposób stworzyliśmy ekipę do występów na żywo.

Amy i Ben zgodnie twierdzą jednak, że to dopiero początek, a ich kariera sceniczna właśnie nabiera rozpędu...
Będziemy się starali nadal rozwijać jako muzycy i dojrzali autorzy tekstów. Ja sam będę pracował nad swoimi umiejętnościami jako gitarzysta, producent, czy inżynier dźwięku. Nie wiem, czy nasza współpraca będzie nadal wyglądać tak samo. Wszystko zależy od piosenek jakie będą pojawiać się w naszych głowach, od naszych inspiracji. Nie da się tego przewidzieć.
Myślę, że najważniejsze to pozostać otwartym. Trzeba nieustannie próbować nowych rzeczy, nowych pomysłów. W tym zawsze byliśmy dobrzy. Kto wie, w jakim kierunku nas to w końcu poprowadzi.

Trzymamy kciuki, by kolejne płyty Evanescence były równie udane co ich debiutancki materiał zebrany na krążku Fallen.