Joanna Racewicz w ostatnim czasie zajęta jest promocją książki "Sypiając z Prezesem", która jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. To opowieść o silnych kobietach, które spełniają się w roli matek, prowadzą dom, a ich życie opływa w luksusy, jednak jednocześnie uwikłane są w toksyczne związki z władczymi mężczyznami, którzy rozdają karty.
Jedno ze spotkań autorskich odbyło się we wtorek 24 stycznia w Muzeum im. Bolesława Biegasa w Warszawie. Obecna na miejscu Beata Tadla była zmuszona poinformować przybyłych gości, iż autorka książki dotrze na spotkanie z opóźnieniem. Wydarzyła się rzecz, której nie przewidziałoby w najgorszym scenariuszu.
Polecany artykuł:
Joanna Racewicz szybko załatwiła sprawę
Joanna Racewicz w drodze do Muzeum, na spotkanie z fanami i innymi zainteresowanymi jej twórczością, przeżyła istny koszmar. Kiedy jechała na spotkanie, uderzył w nią samochód. Kierowca był przekonany, że dziennikarka go przepuszcza, a kiedy ruszył wjechał w samochód Racewicz.
Jechałam do Państwa al. Niepodległości, główną drogą. Rozmawiając z moją kochaną Agnieszką, którą kocham nad życie, która jest po prostu, jak moja grupa wsparcia. Mówię, 'Agnieszka, ja już jadę, będę za moment'. Ona dzwoniła do mnie pół godziny wcześniej, jedź, bo Jerozolimskie zakorkowane, no więc pędzę. Rzeczywiście nie ruszyłam od razu, kiedy samochody ruszyły przede mną, no i to był błąd, bo pan z Filtrowej pomyślał, że go przepuszczam. Ja się spieszę do pracy, więc go nie przepuściłam, no i oczywiście jest bum! - zrelacjonowała Joanna Racewicz.
Na szczęście nikomu nic się nie stało. Joanna chciała spisać z kierowcą oświadczenie, ten jednak uparł się, aby wezwać policję.
Aż mi krew odpłynęła, zrobiło mi się słabo, blado. Mówię: "proszę pana, błagam, to bardzo ważny dla mnie wieczór, pan jest na podporządkowanej drodze, to jest pana wina" - dodała.
Wtem, autorka książki postanowiła uruchomić swoje kontakty, co poskutkowało szybkim załatwieniem sprawy.
Proszę mi wierzyć, uruchomiłam wszystkie znajomości. Przydała mi się praca w newsach i zapraszanie rzeczników prasowych oraz innych bardzo ważnych panów mundurowych. Wytłumaczyłam, o co chodzi. Naprawdę czasem to się przydaje, a to była wyższa konieczność - powiedziała dziennikarka.
Okazało się, że Joanna Racewicz miała rację. Kierowca był winny kolizji, ponieważ próbował wymusić pierwszeństwo.