W ubiegłym roku ze stołecznych ulic zniknęły 2432 samochody - to o ponad 10 procent więcej niż rok wcześniej. Na celowniku znów są głównie auta japońskie i niemieckie. Złodzieja coraz trudniej złapać, bo zamiast łomu nosi przy sobie specjalistyczny
sprzęt. - Teraz sprawcy mają ze sobą sprzęt warty kilkadziesiąt tys. zł, który powoduje otwarcie się auta i uruchomienie silnika
w kilka sekund. Dla osób postronnych wydaje się to całkowicie normalne, więc nie zawiadamiają policji - tłumaczy rzecznik Komendy Stołecznej Policji, nadkom. Sylwester Marczak. dodaje, że do kradzieży najczęściej dochodzi na dużych parkingach, które nie są objęte monitoringiem. Złodzieje radzą sobie jednak w każdych warunkach.
- Planowaliśmy z żoną wyjazd do Kazimierza. Pożyczyłem od kolegi samochód. To było jakoś na początku grudnia. Wyjechałem na zakupy i w centrum handlowym z dużego parkingu piętrowego mi ukradli. Jak policja przeglądała kamery to stwierdzili, że około 30 minut po tym, gdy wyszedłem z samochodu to ktoś nim odjechał. Myślę, że jakby się miał znaleźć, to już dawno by się znalazł ten samochód - mówi mieszkaniec stolicy.
W Warszawie kradzione są pojazdy z małym stażem - roczne, albo 2-letnie. Są sprzedawane lub rozbierane na części. Jak podkreśla rzecznik KSP, trudno oszacować ile skradzionych pojazdów udaje się odzyskać. Część samochodów odnalezionych w stolicy została skradziona w innych miejscowościach.I odwrotnie - policjanci z innych regionów odnajdują pojazdy skradzione w Warszawie.
Od lutego w wydziale walki z przestępczością samochodową pracuje więcej funkcjonariuszy. Jak nieoficjalnie udało się nam dowiedzieć - do "samochodówki" dołączyło siedmiu nowych policjantów.