Wielkie zamknięcie gdańskiego parku rozrywki. Co wydarzyło się w Cricolandzie?

i

Autor: pulsgdanska.pl/gdanskastrefa.pl/youtube.com

Wielkie zamknięcie gdańskiego parku rozrywki. Co wydarzyło się w Cricolandzie?

Miał być rozrywką dla całej rodziny, okazał się wielkim niebezpieczeństwem. Dlaczego doszło do zamknięcia Cricolandu w Gdańsku? Przeczytajcie sami!

Park Rozrywki Cricoland w Gdańsku otwarto w 1991 roku, za sprawą cyrkowca Wiesława Podgórskiego i Urlicha Schuberta, który wsparł przedsięwzięcie finansowo. W Cricolandzie stanęło m.in.: 30 karuzeli dla dzieci, 12 dla dorosłych i młodzieży oraz kino Cinema ‘90, wirująca gwiazda, pałac śmiechu i elektryczne auta. Mieszkańcy do dzisiaj wspominają kręcące się samoloty, baseny z piłeczkami a także… brunatnego niedźwiedzia na środku placu.

Też latałam na takich samolocikach

- pisze pani Kasia.

Dla mnie atrakcją zawsze był basen z piłeczkami

– dodaje pani Karolina.

Na środku w upalne lato stała okrągła, maleńka klatka wypełniona niedźwiedziem brunatnym

– smutno przyznaje pani Wioletta.

Dlaczego dziś nie ma Cricolandu?

Z nowo otwartego Cricolandu zadowolone były dzieci, ale najbardziej władze miasta.

(…) z działalności „Cricolandu" zadowolone są także władze miasta. “Jest to jedno z najlepszych naszych przedsięwzięć" - twierdzi wiceprezydent Ryszard Gruda (…) - pisano we wrześniu 1991 roku w Dzienniku Bałtyckim.

Miesiąc później miasto przedłużyło umowę dzierżawy na 5 lat, aczkolwiek zastrzegano, że park po tym czasie będzie musiał zmienić lokalizację, ponieważ planowano tam budowę węzła komunikacyjnego.

W tym czasie zaczęły pojawiać się pierwsze negatywne opinie. Firma próbowała się ratować, wykupując artykuły sponsorowane, lecz po wielu reportażach w gazecie i telewizji, działalnością parku rozrywki zainteresowały się instytucje państwowe.

Mowa o tak poważnych przestępstwach jak rzekome napastowanie seksualne nieletniej dziewczynki przez obsługę, wyciąganie broni palnej przez ochronę w kierunku osoby, która przywiozła tam autem grupę sierot, a w prokuraturze toczyło się wiele spraw dot. Cricolandu. Na dodatek prezydent miasta nakazał opracowanie szczegółowego planu bezpieczeństwa obiektu pod groźbą zamknięcia. 28 lipca miałaby się odbyć drobiazgowa kontrola

– czytamy w Pulsie Gdańska.

Zauważono również problemy w działaniu urządzeń. Wiele z nich nie spełniało norm bezpieczeństwa.

Jak poinformował nas doc. dr. inż. Zenon Głażewski, dyplomowany rzeczoznawca Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Mechaników Polskich, na dwadzieścia kilka działających obecnie urządzeń, tylko cztery miały wymagane dokumenty prób bezpieczeństwa – pisano wówczas w Dzienniku Bałtycki.

Wspomniany wcześniej niedźwiedź w klatce nie był jedynym zwierzęciem przetrzymywanym w złych warunkach. Zaniedbane miały być także kucyki.

W 1994 roku ukazał się obszerny wywiad, doc. dr. inż. Zenona Głażewskiego, którego tekst nie zostawia złudzeń co do bezpieczeństwa w Cricolandzie.

(...) większość urządzeń to wysłużone, praktycznie nadające się na złom, tylko zmodernizowane konstrukcje kupione w krajach zachodnich – stwierdził Witold Dąbrowski, dyrektor Inspektoratu Dozoru Technicznego w Gdańsku. - nie jest dyplomowanym ekspertem Stowarzyszenia Inżynierów i Mechaników Polskich (mowa o inż. Tadeuszu Wasilewskim, który wydawał opinie wydane dla Cricolandu – przyp. Red.) i nie ma prawa występować jako samodzielny ekspert w imieniu tej organizacji. Co ważniejsze, jego specjalność w SIMP nie ma nic wspólnego z urządzeniami rozrywkowymi, jest natomiast rzeczoznawcą SIMP od obróbki plastycznej i... tłoczenia metalowych misek

Ostatecznie park zamknięto po upływie najmu w 1997 roku. Zarząd Miasta Gdańska nie przedłużyło umowy. Właściciele Cricolandu zostali postawieni przed sądem.

Przed gdańskim Sądem Rejonowym rozpoczął się proces Krzysztofa R., dyrektora gdańskiego Cricolandu oraz dwóch innych pracowników, oskarżonych o „nieumyślne spowodowanie ciężkich obrażeń ciała" u trzech chłopców, rannych w wesołym miasteczku w maju ub.r. Na ławie oskarżonych, obok dyrektora R. zasiedli Jarosław M., kierownik działu technicznego „Cricolandu" i Jacek Z. pracownik techniczny spółki, konserwator urządzeń lunaparku – napisał 12 maja 1998 r. Dziennik Bałtycki.

Chodzi tutaj o sprawę wypadku, do którego doszło rok wcześniej. Trójka chłopców z wycieczki szkolnej została ciężko ranna z powodu prawdopodobnie niedomkniętych drzwiczek i urwania kraty na karuzeli Round Up.

Jak podaje Puls Gdańska, dyrektor gdańskiego oddziału Parku decyzję o dopuszczeniu urządzenia miał skonsultować z prezesem, Wiesławem Podgórskim.

Pieniądze to nie wszystko Marcin Wiącek