Wybuch w Katowicach. Ofiary zostawiły list pożegnalny. Są nowe informacje w sprawie

i

Autor: PAP/Michał Meissner

Wybuch w Katowicach. Rodzina zostawiła list pożegnalny. Są nowe informacje w sprawie

Śmierć matki córki była zaplanowana - tak wynika z listu pożegnalnego. 27 stycznia doszło do tragicznego wybuchu w Katowicach. Kamienica, w której mieściła się plebania ewangelicko-augsburska, runęła. Zginęły dwie osoby, a pięć zostało rannych. Na światło dzienne wyszły nowe informacje. Czy rodzina kościelnego popełniła rozszerzone samobójstwo?

Wybuch gazu w Katowicach i list pożegnalny od ofiar

Przypomnijmy, że w piątek, 27 stycznia o godzinie 8:30 doszło do wybuchu w kamienicy w Katowicach przy ulicy Bednorza 20 w dzielnicy Szopienice. Rannych zostało pięć osób - w tym dwie dziewczynki, córki wikariusza, jego żona, a także on sam. Dwie osoby niestety zginęły pod gruzami kamienicy. 

Ustalono, że budynek był ogrzewany gazem z miejskiej sieci, gazu używano także do gotowania. Proboszcz parafii i wikariusz relacjonowali, że w kamienicy przed wybuchem było czuć gaz z mieszkania, w którym mieszkał kościelny z żoną i córką.

Trzy dni po wybuchu na jaw wychodzą nowe informacje.

Dziennik "Fakt" podaje, że kobieta była skonfliktowana z parafią, a rodzina miała kłopoty finansowe i nie płaciła czynszu. Parafia domagała się, by opuścili oni lokal. Natomiast kościelna dwa lata temu zaskarżyła parafię za niepłacenie składek emerytalnych.

Z kolei "Interwencja" poinformowała, że do ich redakcji wpłynął list od rodziny kościelnego. Przekazano w nim, że było to samobójstwo rozszerzone.  Ofiary miały przekazać, że sytuacja w której się znaleźli, zmusiła ich do podjęcia takiego kroku. Rodzina miała zażyć tabletki nasenne, które pozwolą im odejść skutecznie i po cichu.

"Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że jedno z nas jest ciężko chore (nowotwór płuc z przerzutami), ale znieczulica działa i nic go nie obchodzi, zresztą czemu miałoby to go obchodzić skoro nie ma sumienia i każe nam opuścić mieszkanie, nie interesuje go czy trafimy pod most" - napisano. 

"Tabletki nasenne pozwolą nam odejść skutecznie i po cichu. Z cmentarza komunalnego ksiądz nas nie wyrzuci. Z Cmentarza Komunalnego nawet ksiądz nas nie wyrzuci. Jedynym naszym życzeniem jest to, żeby podczas naszego pochówku nie było żadnego klechy. Żaden klecha już na nas nie zarobi, czy to na naszym życiu czy śmierci".

Czy było tak rzeczywiście? Jedyną osobą, która zna odpowiedź na to pytanie jest kościelny, który obecnie przebywa w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Nie wiadomo czy został już przesłuchany przez śledczych. Doniesień "Interwencji" nie potwierdza na ten moment policja. 

Nie mieliśmy żadnych informacji w tej sprawie. Nasze działania polegały głównie na zabezpieczeniu terenu, na którym doszło do zdarzenia. Więcej informacji w tej sprawie może udzielić tylko Prokuratura Okręgowa w Katowicach, która przy współpracy z Komendą Wojewódzką Policji prowadzi śledztwo w tej sprawie - przekazał, w rozmowie z "Super Expressem", Łukasz Kloc z zespołu prasowego KWP w Katowicach.

Całą sprawą zajmuje się katowicka prokuratura, która zleciła sekcję zwłok kobiet odnalezionych pod gruzami.

- W toku prowadzonych działań uzyskaliśmy informację, że taki list miał zostać wysłany. Policja i prokuratura podjęła działania celem zabezpieczenia tej korespondencji. Na tym jednak etapie nie będziemy jednak informowali, czy taki list rzeczywiście istnieje, ze względu na dobro prowadzonego śledztwa. W jego toku są bowiem badane bardzo różne wątki i sprawdzane różne wersje zdarzeń. Prokurator pracuje na miejscu zdarzenia od soboty. Przesłuchaliśmy bardzo wielu świadków - podkreśla Marta Zawada-Dybek z Prokuratury Okręgowej w Katowicach.