Kamilek cierpiał niewyobrażalnie przez 10 dni. Biologiczny ojciec: Boże! Dziecko, co oni ci zrobili?!

i

Autor: Art Service/SuperExpress/Archiwum prywatne Kamilek cierpiał niewyobrażalnie przez 10 dni. Biologiczny ojciec: "Boże! Dziecko, co oni ci zrobili?!"

Ogromne okrucieństwo

Kamilek cierpiał niewyobrażalnie przez 10 dni. Biologiczny ojciec: "Boże! Dziecko, co oni ci zrobili?!"

Trwa walka o życie 8-letniego Kamilka z Częstochowy. Chłopiec był maltretowany przez swoich opiekunów. Do GCZD w Katowicach trafił z oparzeniami trzeciego stopnia. Zdaniem lekarzy gehenna dziecka z powodu poparzeń mogła trwać nawet 10 dni. Przerwał ją jego biologiczny ojciec, który przyszedł odwiedzić synka.

"Boże. Dziecko, co oni ci zrobili?!" Lekarze walczą o życie 8-letniego Kamilka

W poniedziałek, 3 kwietnia, 8-letni Kamilek w ciężkim stanie trafił do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Z Częstochowy przetransportował go śmigłowiec LPR. Pogotowie zawiadomił biologiczny ojciec Kamilka - pan Artur, który tego dnia przyszedł odwiedzić swojego synka. To, co zobaczył, było czymś dla niego niewyobrażalnym. 

Jak go zobaczyłem, to aż mnie z nóg ścięło. Klękałem przy nim, płakałem... mówię, Boże. Dziecko, co oni ci zrobili?! Proszę wszystkich ludzi o modlitwę za mojego synka - mówił zrozpaczony ojciec Kamila w rozmowie z TVP3 Katowice.

Stan chłopca jest bardzo poważny. Ma poparzenia trzeciego stopnia na jednej czwartej powierzchni ciała: głowy, tułowia i rąk. Jak twierdzą lekarze, mogły powstać nawet 10 dni przed tym, jak przetransportowano go do szpitala. 

- W naszej opinii złamania powstawały w ciągu ostatniego miesiąca, natomiast oparzenia około tygodnia do 10 dni wcześniej, przed przyjęciem dziecka do szpitala - przekazał dr Andrzej Bulandra, koordynator Centrum Urazowego dla dzieci w GCZD w Katowicach.

Chłopiec jest już po pierwszej operacji i został przez lekarzy wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną, żeby zmniejszyć odczuwalność bólu, jakie powodują rany na jego ciele. Za chłopca na razie oddycha respirator. 

- Stan chłopca określany jest jako ciężki, noc była stabilna. Dzisiaj chłopiec przejdzie kolejny zabieg operacyjny, polegający na usunięciu martwicy z oparzeń - przekazał Wojciech Gumułka, rzecznik GCZD w Katowicach.

Opiekunowie chłopca usłyszeli zarzuty i trafili do aresztu

Policja w poniedziałek, 3 kwietnia, zatrzymała 35-letnią Magdalenę B., matkę chłopca oraz jej konkubenta, 27-letniego Dawida B.. Mężczyzna jest podejrzany o polewanie chłopca wrzątkiem i rzucenie go na rozpalony piec. Wcześniej brutalnie go bił i przypalał papierosami. 35-letniej matce prokuratura zarzuciła narażanie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, a także udzielenie pomocy mężczyźnie w znęcaniu się nad chłopcem. Oboje przyznali się do winy, Dawid B. odmówił składania wyjaśnień. Oboje zostali decyzją sądu aresztowani na trzy miesiące.

- Dawidowi B. prokurator zarzucił, że 29 marca br. usiłował pozbawić życia swojego pasierba polewając go wrzątkiem i umieszczając na rozgrzanym piecu węglowym. W ten sposób spowodował ciężkie obrażenia ciała - oparzenia głowy, klatki piersiowej i kończyn – informował PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Tomasz Ozimek.

Podejrzanemu zarzucono też, że znęcał się nad ośmiolatkiem ze szczególnym okrucieństwem - poprzez bicie, kopanie po całym ciele oraz przypalanie papierosami i spowodowanie u niego licznych złamań kończyn oraz rany oparzeniowe.

- Będziemy ustalać, w jakim okresie się to działo - dodał prok. Ozimek.

Częstochowska policja przyznała, że nie wiedziała o przemocy, jak działa się w tym domu. Nigdy nie otrzymali żadnego zgłoszenia w tej sprawie.