- Odezwała się do mnie pani, która rodziła we wrześniu i usłyszała takie zdanie, że po prostu jest bardzo dużo lekarzy na zwolnieniach, co w tej sytuacji jest dość normalne i brakuje anestezjologów w związku z tym nie jest możliwe znieczulenie zewnątrzoponowe – tłumaczy.
Mariusz Mioduski, zastępca dyrektora do spraw medycznych w Mazowieckim Szpitalu Wojewódzkim w Siedlcach potwierdza, że takie sytuacje się zdarzają, bo anestezjologów jest obecnie jak na lekarstwo. Specjaliści muszą być przede wszystkim tam, gdzie czyjeś życie jest zagrożone. Potrzebują ich m.in. pacjenci z oddziału covidowego.
- Nie wstrzymaliśmy znieczuleń zewnątrzoponowych, ale ze względu na trudności w dostępności lekarzy anestezjologów i pielęgniarek anestezjologicznych, czyli zespołów anestezjologicznych mogą być pewne utrudniania - przyznaje doktor Mioduski. - W momencie, kiedy zespół anestezjologiczny pracuje z pacjentami covidowymi nie jest w stanie opuścić Oddziału Intensywnej Terapii, intubując pacjenta czy prowadząc resuscytację na innym oddziale w takim składzie dosyć okrojonym i niestety czasem może być problem z dostępnością lekarza anestezjologa. Wtedy, ponieważ takie znieczulenie nie jest znieczuleniem, które ratuje życie, nie jest ono zupełnie niezbędne do przeprowadzenia procedury medycznej porodu, więc można odstąpić – dodaje.
Znieczulenie zewnątrzoponowe może być podane tylko jak zespół anestezjologiczny jest dostępny, a to ostatnio zdarza się coraz rzadziej.
Warto dodać, że szpitale mają też inne środków łagodzenia bólu dla rodzących kobiet, nie wymagające obecności anestezjologa.
Polecany artykuł: