W stanie wojny i w padaczki

i

Autor: zdjęcie nadesłane Transport leków do Ukrainy

W stanie wojny i padaczki. Pomoc potrzebna od zaraz. Czeka w Polsce

2022-04-05 16:40

W Polsce schronienie mogło znaleźć już ponad 20 tys. uchodźców chorych na padaczkę. Wielu z nich potrzebuje pilnego leczenia. Prawdziwy dramat rozgrywa się w Ukrainie, gdzie pacjenci epileptyczni są odcięci od leków - alarmują lekarze.

Przerwanie terapii grozi nawet śmiercią. - Mówimy o powikłaniu, które nazywamy stanem padaczkowym. Chory ma np. serię napadów i nie odzyskuje przytomności. Może to zwiększyć śmiertelność do 30 proc. - mówi nam dr n. med. Piotr Zwoliński, epileptolog z Kliniki Leczenia Padaczki Neurosphera i Fundacji Emergen.

Dlatego fundacja współpracuje z Ukraińską Ligą Przeciwpadaczkową i wysyła do Ukrainy transporty medyczne. Lekarze organizują zbiórki leków z Polski i zagranicy. Konwoje wojskowe najpierw docierają do Lwowa. Tam ukraińscy neurolodzy je selekcjonują i przekazują na wschód kraju.

- W sumie udało nam się wysłać już kilkaset kilogramów leków. W Ukrainie czynnych jest tylko cztery placówki, które wydają środki. Pozostałe punkty pomocy medycznej funkcjonują w schronach i prowizorycznie - tłumaczy dr Zwoliński.

Jak wyjaśnia nam specjalista, dowiezienie leków na czas to prawdziwe wyzwanie. - Chodzi nie tylko o działania wojenne, ale i godziny policyjne w tych bezpieczniejszych miejscowościach. W wielu grasują różne bandy, ludzie boją się wychodzić z domów - mówi.

Konwoje jadą m.in. do Kijowa, Dnipra, Chersonia, Charkowa. - Udaje nam się dotrzeć do ok. 80 proc. chorych. W wielu miejscach rozgrywają się jednak dramaty. Pacjenci jadą na oparach. 10 opakowań dzielonych jest na 40 chętnych. Do wielu miejsc nie można dotrzeć - opisuje lekarz.

- Jako neurolog jestem zdewastowany. Chorzy ciężcy i dzieci z padaczką lekooporną wymagają cieplarnianych warunków. Tego nie ma. Tam są mordy, gwałty i bombardowania - mówi.

Pomoc na granicy i w Polsce

Szacuje się, że w Polsce może być już ponad 20 tys. chorych na padaczkę. - Pacjentów będzie coraz więcej. Jeden procent chorych przypada przecież na każdą populację - liczy neurolog.

Pod opieką klinki jest już kilkudziesięciu chorych. - Zatrudniliśmy też neurolożkę ukraińską, która prowadzi pacjentów. Pozostałe wizyty odbywają się z tłumaczami - mówi.

Pomoc potrzebna jest także od razu po przekroczeniu granicy. Lekarze szukają mieszkań na Podkarpaciu czy Lubelszczyźnie. - Organizujemy transporty prosto z granicy, nawet do Warszawy. Staramy się lokalizować najtrudniejsze przypadki - mówi lekarz.

Bo w przypadku padaczki trzeba działać szybko. - Chcemy odpowiednio opanować chorobę i zapewnić kontynuację leczenia tu i teraz. Dalsza terapia to kwestia następnych miesięcy - mówi dr Zwoliński. Pomoc udzielana jest na miejscu w klinice i zdalnie.

Po doraźnym wsparciu, uchodźca powinien wyrobić sobie PESEL. - W przypadku chorób przewlekłych trzeba ich przekonać, że rejestracja jest konieczna - zaznacza.

Fundacja próbuje pozyskać rządowe dofinansowanie na leczenie uchodźców. Na razie pieniądze pochodzą od darczyńców. Część świadczeń realizowana jest też z pieniędzy kliniki.

Infolinia dla uchodźców z padaczką

Placówki uruchomiły też bezpłatną infolinię dla uchodźców chorych na padaczkę lub z objawami epilepsji. Telefon obsługiwany jest w językach polskim, ukraińskim i angielskim. Kontakt: +48 503 924 756, [email protected]