Zmiany w leczeniu rodzinnym nie dla wszystkich

i

Autor: Mateusz Kasiak Przychodnia na lubelskich Bronowicach

Reforma leczenia rodzinnego spóźniona o miesiące. Krótkie kolejki, ale nie dla każdego

2023-02-21 14:51

Lekarze rodzinni zaopiekują się pacjentami kardiologicznymi, diabetologicznymi czy z chorobami płuc. NFZ chwali się, że w województwie lubelskim już prawie 200 przychodni przystąpiło do tzw. opieki koordynowanej. Z dostępu do szerszej diagnostyki wykluczone są jednak małe placówki, których nie stać na nowy program.

Ministerstwo zdrowia dało szersze uprawnienia lekarzom rodzinnym. Mają pomóc w rozpoznaniu, konsultowaniu i leczeniu pacjenta chorego na astmę, cukrzycę, choroby serca czy tarczycę. 

Według wyliczeń resortu, to choroby, na które najczęściej zapadają Polacy. Jednocześnie zmiany mają odciążyć pracę lekarzy specjalistów.

Lekarz może podjąć się leczenia zarówno pacjenta z chorobą przewlekłą, jak i z podejrzeniem choroby – tłumaczy nam dr Tomasz Zieliński, prezes Lubelskiego Związku Lekarzy Rodzinnych-Pracodawców.

Do tej pory na EKG wysiłkowe, echo serca czy USG doppler kierował specjalista, teraz zrobi to lekarz w poradni rodzinnej.

Jeżeli na przykład mówimy o nadciśnieniu czy migotaniu przedsionków, pacjent może też zgłosić pewne wątpliwości zdrowotne lub objawy. – Wówczas kierujemy go np. na echo serca – dodaje dr Zieliński.

Reforma spóźniona o miesiące

Pierwotnie przełom w leczeniu rodzinnym miał wejść w życie 1 października 2022 roku. Pacjenci mieli z szerszej oferty poradni korzystać od listopada. Potrzeba było jednak więcej czasu, pieniędzy i więcej specjalistycznej kadry, choćby koordynatorów medycznych, którzy mają przejąć część obowiązków lekarzy i pielęgniarek.

Reforma, która ma odciążyć specjalistyczne leczenie, może obciążyć POZ – mówi nam jedna z lekarek rodzinnych z Lublina. Taki paradoks

Trzeba pracowników znaleźć. Trudno zresztą kogoś zatrudnić, jeśli nie wiadomo, ile mamy mu zapłacić. Koordynator miałby np. zarabiać mniej niż najniższa krajowa – komentował nam jesienią dr Tomasz Zieliński.

Niejasności było i jest więcej. To m.in. potrzeba dostosowania przestarzałych systemów do nowych warunków pracy. Dlatego przystąpienie do programu, jak informuje NFZ odpowiedzialny za wdrożenie programu, jest dobrowolne.

A to strzał w mniejsze przychodnie. – Nie stać nas to. Jesteśmy małą placówką w gminie wiejskiej. Troje lekarzy, dwie pielęgniarki, kolejki w sezonie grypowym od rana do późnego popołudnia – opisuje rzeczywistość i praktykę swojego gabinetu lekarka z małej miejscowości w powiecie zamojskim.

Zresztą przez te kilka miesięcy wiele nowego się nie dowiedzieliśmy. Były jakieś rozmowy w październiku. Powiedziano, że można dołączyć. Potem pokazano zasady i tyle – ujawnia.

Program na Lubelszczyźnie się rozkręca. Aktualnie już 193 przychodnie poszerzyły swoją ofertę dla pacjentów i objęły ich nową opieką.

Liczba przychodni stale się zwiększa. Rozpatrujemy kolejne złożone wnioski – zaznacza jednak Małgorzata Bartoszek, rzeczniczka lubelskiego oddziału funduszu.

Swojej aplikacji nie złoży jednak zamojska przychodnia. – Musielibyśmy zatrudnić dodatkowe osoby do pracy, przechodzić szkolenia, udzielać więcej konsultacji zdalnych – słyszymy.

Tymczasem NFZ kusi krótszymi kolejkami, szybszą diagnostyką i wyższą jakością leczenia.

Nowy katalog skróci czas potrzebny na wykonanie diagnostyki, pozwoli na szybsze postawienie diagnozy i wprowadzenie właściwego leczenia – dodaje Bartoszek.

Nowością jest też możliwość konsultowania stanu zdrowia pacjenta przez lekarza POZ z lekarzem specjalistą. Konsultacje lekarskie będzie można prowadzić również zdalnie.

Nie mamy na to czasu, pieniędzy ani warunków, nawet ze wsparciem – słyszymy w zamojskiej przychodni.

Potrzebni są koordynatorzy, dietetycy, zupełnie inny system pracy – mówi lekarka spod Zamościa.

– Na te zmiany potrzeba czasu. To może dziać się w większych przychodniach, w mieście. U nas po prostu leczymy choroby podstawowe i wykonujemy podstawowe badania, czasami brakuje nam pediatrów i internistów – puentuje.