poszukiwania w chlewiskach

i

Autor: KPP Lubartów

Miesiąc temu skoczyła za synem do rzeki w Chlewiskach. Poszukiwania utrudnia pogoda

2023-01-31 7:31

Mija miesiąc od tragedii w Chlewiskach. 36-latka skoczyła do rzeki Wieprz, żeby ratować tonącego syna. Policja nie przestaje jej szukać, choć prace utrudniają warunki atmosferyczne.

Przypomnijmy, do rodzinnego dramatu doszło w przedostatni dzień grudnia wczesnym popołudniem. Podczas spaceru z mamą 10-letni Dominik wpadł do rzeki. Kobieta rzuciła się na ratunek synowi. Policję wezwali świadkowie sytuacji, o czym portalowi Lubartów24 opowiedział jeden z nich: Kamil Mysiak.

– Dziecko było trzymane przez matkę, która trzymała się drugą ręką gałęzi. Jeden z kolegów dzwonił wtedy po służby ratownicze, natomiast ja postanowiłem wejść do rzeki i udzielić pomocy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że będzie bardzo trudno. Jak wchodziłem do rzeki, nie miałem gruntu pod nogami, a prąd był bardzo wartki i z wielkim trudem podpłynąłem do matki z dzieckiem. Matka cały czas trzymała się gałęzi, drugą ręką trzymała dziecko. Zrobiłem to samo i próbowałem pomóc utrzymać jej dziecko, które było wyrywane przez nurt. Matka nie była w stanie utrzymać dziecka i je puściła. Ja je trzymałem jedną ręką, a drugą ręką trzymałem się za gałąź. Im dłużej to trwało, tym mniej miałem sił. Planowałem popłynąć z dzieckiem w dół rzeki i jakoś powoli próbować dobić do brzegu, ale nie pozwalała na to wysepka spróchniałych konarów i gałęzi, pod którą wciągał nurt. Znajdowała się tuż przed nami. Tracąca już siły matka puściła gałąź, łapiąc się mnie. Wszyscy poszliśmy pod wodę, a ja nie byłem już w stanie utrzymać dziecka. Gdy się wynurzyłem, w wodzie nie widziałem już nikogo poza mną. Ostatkiem sil dobrnąłem do konaru przy brzegu, który wystawał z wody. Na nim czekałem na przyjazd służb. Nie miałem siły dostać się na brzeg, uniemożliwiał mi to nurt – relacjonował redakcji pan Kamil.

10-latka udało się znaleźć po dwóch godzinach poszukiwań. Po długiej reanimacji w stanie hipotermii trafił do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego, gdzie zmarł pomimo udzielonej pomocy.

Mamy chłopca nie udało się znaleźć ani tego samego dnia, ani po miesiącu od zdarzenia. Początkowo służby przeczesywały okolice codziennie, ale w zeszłym tygodniu musiały rozrzedzić grafik. Wszystko przez niesprzyjające warunki atmosferyczne.

– Poziom rzeki w niektórych miejscach przekracza 6 m. Już w tamtym tygodniu były problemy z wodowaniem. Trudności miały też pojazdy, które dowoziły łodzie poszukiwawcze na miejsce – przyznaje sierżantka sztabowa Jagoda Stanicka z Komendy Powiatowej Policji w Lubartowie.

Spowodowało to, że policja i straż pożarna przeszukują okolice ok. dwóch razy w tygodniu. We wtorek 24 stycznia prowadziły akcję od miejsca zdarzenia do Jeziorzan, a dzień później od Jeziorzan do granic powiatu.

– Przez miesiąc w akcji wykorzystywane były łodzie poszukiwawcze i dron, czyli bezzałogowy statek powietrzny. Trzykrotnie był użyty śmigłowiec wojskowy. Mieliśmy też do dyspozycji sonar holowany i stacjonarny. W akcji biorą udział policjanci i strażacy z PSP i OSP z różnych jednostek. Pomagały również grupy poszukiwawczo-ratownicze z warszawskiej i lubelskiej straży pożarnej, a także policyjni płetwonurkowie – wylicza sierżantka.

Jak informuje, poszukiwania będą prowadzone do odwołania. Kiedy zostanie przeczesany cały teren pow. lubartowskiego, akcja może objąć też teren pow. ryckiego i puławskiego.