Pacjentka w łóżku szpitalnym

i

Autor: Getty Images 48-latka nie sądziła, że dolega jej coś poważnego. Objawy choroby były jednak zaskakujące

tragedia

Kobieta dostała opryszczki i zmarła po ponad miesiącu. Lekarki trafią przed sąd

2023-03-30 11:58

Był 30 maja, kiedy mieszkanka Lublina się rozchorowała. Objawy: 39 stopni gorączki i opryszczka. Przebieg leczenia: wożenie od szpitala do szpitala. Efekt: stwierdzenie zgonu.

Tragiczny finał leczenia młodej kobiety opisał Dziennik Wschodni. Pacjentka trafiła na leczenie po kilku dniach od wystąpienia gorączki. Wszystko przez to, że leki nie dawały rady jej zbić, a kobieta nie chciała jeść ani pić, prawie się nie odzywała. Lekarz rodzinny skierował ją do szpitala.

– Już wówczas występowały zaburzenia przytomności. Jej ojciec wskazał na występującą „ospałość” – cytuje Dziennik Wschodni fragment aktu oskarżenia, który trafił do Sądu Okręgowego w Lublinie.

Z czasem doszły do tego silne drgawki i zdezorientowanie, które miało się pojawić podczas długiego czasu oczekiwania na sorze przy al. Kraśnickiej. Mimo spędzonych tam godzin kobieta nie została przyjęta na oddział.

Następnego dnia jej mąż znowu udał się do lekarza rodzinnego – zrobił to za nią, bo stan zdrowia żony na to nie pozwalał. Wrócił ze skierowaniem do Kliniki Chorób Zakaźnych przy ul. Staszica. Kobieta leżała tam niecałą dobę: następnego ranka została wypisana.

– Ojciec w swoich zeznaniach podał, że jak odbierał córkę ze szpitala, to początkowo były problemy z jej dobudzeniem, a gdy została obudzona, to nie poznała go, nie wiedziała gdzie jest. W jego ocenie już wtedy miała zaburzenia świadomości, lecz pielęgniarka uspokajała go, że to „może po lekach, po kroplówkach”. Dodał, iż pomagał córce nałożyć buty i zaprowadził ją od samochodu, ponieważ „ona nie kontaktowała”– cytuje śledczych Prokuratury Regionalnej w Lublinie gazeta.

Stan zdrowia młodej kobiety się pogarszał. W swojej podróży po pomoc medyczną wylądowała u ginekologa, na oddziale zakaźnym szpitala przy al. Kraśnickiej, a następnie na tamtejszym oddziale neurologii, później z diagnozą wirusowego zapalenia mózgu i opryszczki wargowej wróciła do Kliniki Chorób Zakaźnych szpitala przy ul. Staszica, a kiedy jej stan znowu się pogorszył i pojawiła się niewydolność oddechowa, została przeniesiona do II Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii. 11 lipca, czyli nieco ponad miesiąc, od kiedy po raz drugi znalazła się na oddziale chorób zakaźnych na ul. Staszica, krążenie kobiety zatrzymało się, a lekarzom nie pozostało nic innego jak stwierdzenie zgonu.

Nie żyje młoda kobieta – akt oskarżenia

Jak pisze Dziennik, akt oskarżenia ma 54 strony. Wg prokuratury kobieta już dwa dni po tym, jak zgłosiła po pomoc lekarską, była ciężko chora. Śledczy oszacowali, że jej stan prowadzi do śmierci w 70-80 proc. podobnych przypadków. W związku z tym ustalili, że działania lekarzy i lekarek były „częściowo nieprawidłowe”. Nie wykazali jednak związku pomiędzy ich błędami a śmiercią, bo „nawet prawidłowe postępowanie medyczne w dniach 3-5 czerwca mogłoby nie zapobiec stanowi pokrzywdzonej” właśnie z uwagi na specyfikę choroby.

Zarzuty usłyszały Małgorzata J., lekarka dyżurna z soru przy al. Kraśnickiej, i Katarzyna W., lekarka dyżurna z Izby Przyjęć Kliniki Chorób Zakaźnych przy ul. Staszica. Będą odpowiadać za narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, w sytuacji gdy ciążył na nich obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo. Lekarki nie przyznają się do winy, a maksymalna kara za takie przewinienie to 5 lat więzienia.

Materiałami związanymi z narażeniem na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia dotyczące pozostałego personelu medycznego prokuratura zajmie się w odrębnym postępowaniu.

Tragiczny pożar w Trzcińcu. W płomieniach zginął aktor Piotr Wysocki