Arciom Karalok, piłkarz ręczny Industrii Kielce (2)

i

Autor: Piotr Stańczak - W Kielcach czuję wsparcie kibiców, każdy mecz jest tutaj jak święto - przyznaje Arciom Karalok.

Arciom Karalok o grze w Industrii Kielce i problemach klubu: nie możemy teraz spuszczać głów

2023-02-01 23:40

Arciom Karalok, 27-letni Białorusin, kołowy Industrii Kielce razem z kolegami szykuje się do pierwszego w tym roku meczu w PGNiG Superlidze piłkarzy ręcznych z Piotrkowianinem Piotrków Trybunalski. Nam opowiedział o tym, co najbardziej ceni w Kielcach, jak się tu czuje i gdzie najchętniej wypoczywa.

W piątek 3 lutego zmierzycie się na wyjeździe z Piotrkowianinem Piotrków Trybunalski. W ostatnich dniach i tygodniach więcej niż o sprawach sportowych w klubie mówi się o problemach finansowych po wycofaniu się sponsora (browar Łomża - przyp. PSta). Jak to wpływa bezpośrednio na was, zawodników?

- Na pewno jest to problem, ale nie taki, którego nie można rozwiązać. Myślę, że pan prezes Bertus Servaas pomoże uratować drużynę. Sytuacja jest trudna, ale zawodnik nie powinien wtedy spuszczać głowy w dół i tracić motywacji do gry i treningów. Wprost przeciwnie, trzeba jeszcze mocniej pracować. Jeśli wyniki sportowe będą bardzo dobre, to łatwiej też pozyskać nowego sponsora.

W mediach nie brakuje informacji, że mocno interesuje się tobą słynna Barcelona.

- Już od dwóch miesięcy czytam, że wkrótce w klubie zabraknie połowy zawodników z obecnej kadry... Szkoda się w ogóle nad tym zastanawiać. Koncentruję się na jak najlepszej grze w Kielcach.

Na przełomie lat kielecka piłka ręczna przeżywała różne momenty - były wielkie sukcesy, ale też nie brakowało trudnych chwil. Co ciebie skłoniło, aby przenieść się właśnie tutaj?

- Myślę, że duże znaczenie miała sama osoba trenera Tałanta Dujszebajewa. Podobnie jak ja pochodzi ze wschodu, pewnie łatwiej nam się zrozumieć pod względem mentalnym, ale ja mam wielu przyjaciół także wśród Polaków. Czuję ich wsparcie. To sprawia, że dobrze czujesz się w danym miejscu, tak jak ja w Kielcach.

Które momenty z czasów gry w naszym klubie wspominasz najlepiej? Spodziewam się, że może być ciężko o odpowiedź, bo sukcesów było wiele.

- Na pewno wygrana z Paris Saint-Germain w Lidze Mistrzów w czasach, kiedy ja zaczynałem grę w Vive, zaś z tych ostatnich sukcesów wymienię oczywiście zwycięstwo nad Barceloną w tych samych rozgrywkach. Pamiętam, jak niesamowite wsparcie dawali nam przez te sześćdziesiąt minut nasi kibice. Ogólnie nasi sympatycy potrafią nam dać gorące wsparcie, czy to w międzynarodowych rozgrywkach czy polskiej lidze. Oczywiście wiadomo, że jeśli walczymy w Lidze Mistrzów, to hala jest pełna naszych sympatyków. Zawsze możemy jednak liczyć na świetny doping, bez względu na to, czy na trybunach jest mniej, czy akurat więcej kibiców. Każdy mecz to wielkie święto.

Przed laty występowałeś we Francji, w Saint Raphael Var. Jak możesz porównać Kielce do tamtego klubu?

- Moja była francuska drużyna występowała w Pucharze EHF, ale z pewnością większe wyzwania czekały na mnie w Kielcach. Wiadomo, że jeśli przychodzisz do tak mocnej drużyny jak Vive, to musisz liczyć się z oczekiwaniami. Tak właśnie było w moim przypadku, kiedy ponad cztery lata temu przeszedłem do Kielc. To, że jest tu Tałant Dujszebajew, także robi różnicę. Motywuje nas, nawet jeśli wygrywamy w pewnym momencie różnicą piętnastu bramek, to dopinguje zespół, aby wynosiła ona szesnaście goli i tak dalej. Liczy się styl, aby pokazać, że jesteśmy mocni. Kiedyś moja francuska drużyna była blisko zwycięstwa nad Paris Saint-Germain, przegraliśmy jedną bramką, którą straciliśmy praktycznie w ostatniej sekundzie. Po zakończeniu meczu nie czuć było tej sportowej złości, atmosfera była taka - fajnie zagraliśmy, mogliśmy ograć paryżan, ale się nie udało. Tu w Kielcach podchodzimy do tego inaczej, nie można zadowalać się minimalizmem, trzeba iść dalej.

W Kielcach jesteście popularni. Zdarza się, że kibice zagadują na ulicy, pytają o mecz, wynik?

- Najwięcej takich rozmów w ostatnim czasie mieliśmy wiosną ubiegłego roku, kiedy awansowaliśmy do Final Four Ligi Mistrzów. Kiedy byłem dzieckiem, marzyłem o tym, żeby stać się znanym zawodnikiem. Teraz mogę tylko cieszyć się z tego, że na przykład w galerii handlowej ktoś się przywita, życzy powodzenia, powie, że trzyma kciuki. To człowieka od razu motywuje, podbudowuje psychicznie, wiesz, że ktoś na ciebie liczy, nie jesteś dla niego obojętny.

Arciom Karalok, piłkarz ręczny Industrii Kielce

i

Autor: Piotr Stańczak Arciom Karalok (na pierwszym planie) w czasie środowego treningu w Hali Legionów w Kielcach.

Masz jakieś swoje ulubione miejsca do wypoczynku w Kielcach, gdzie spędzasz wolny czas?

- Myślę, że tak jak wiele osób, często odwiedzam deptak na ulicy Sienkiewicza, okolice parku miejskiego. Obecnie mieszkam przy Zagnańsku, w rejonie lasku. To fajne miejsce, ma swój urok, lubię tam spacerować z psem.

Wróćmy do niedawnych mistrzostw świata piłkarzy ręcznych. Jak je oceniasz? Co możesz powiedzieć o polskiej reprezentacji, która uplasowała się na piętnastym miejscu?

- Myślę, że tytuł mistrzowski dla Danii nie jest zaskoczeniem, ten zespół był wymieniany w gronie faworytów, zwyciężył zasłużenie. Trzymałem kciuki za Polaków, oglądałem każdy ich mecz, na dwa spotkania pojechałem do Katowic i Krakowa. Co mogę powiedzieć, do tego turnieju szykowali się przez wiele miesięcy, ale może czuli na sobie zbyt dużą odpowiedzialność, że muszą akurat wygrać przed własną publicznością, zabrakło trochę tego luzu w grze. Myślę, że piętnaste miejsce nie odzwierciedla możliwości polskiej drużyny, powinna uplasować się wyżej, na 9 bądź 10 miejscu.

Twoja rodzina mieszka w Białorusi, w sąsiedniej Ukrainie trwa wojna. Jak teraz wygląda codzienne życie twoich bliskich?

- W moich rodzinnych stronach jest spokojnie. Oby tak pozostało.