Wyprowadzka księcia Harry'ego i Meghan Markle do Stanów Zjednoczonych całkowicie odmieniła ich relacje z członkami brytyjskiej monarchii. Choć stosunki między Sussexami a pozostałymi royalsami już od dawna nie układały się najlepiej, przeniesienie pary do USA sprawiło, że nawet mimo dobrej woli bliskim trudno rozmawiać - z tak prozaicznego względu, jak... różnica czasowa na kontynentach.
Podczas bowiem, gdy mieszkający w Ameryce Sussexowie śpią, ich bliscy z brytyjskiej monarchii są na nogach. Ta różnica czasu okazuje się sporym problemem w momencie najważniejszych wydarzeń w rodzinie królewskiej, które wciąż przecież bezpośrednio dotyczą księcia Harry'ego.
Książę Harry wzywany
Jak donosi teraz serwis TMZ, brytyjska monarchia miała spory problem z przekazaniem księciu Harry'emu arcyważnej informacji o śmierci jego dziadka, księcia Filipa, w kwietniu tego roku. Jak wiadomo, wszelkie tego typu zdarzenia mają określone w protokole postępowanie i kolejność informowania poszczególnych członków rodziny. Gdy jednak urzędnicy królewscy musieli poinformować księcia Harry'ego i Meghan Markle o śmierci Filipa, w Kalifornii była godzina 3 w nocy. Do Sussexów próbowała się dodzwonić amerykańska ambasada, jednak śpiący ex-książęta nie odbierali. W sprawę zaangażowano więc miejscowego szeryfa, który wysłał funkcjonariusza do posiadłości pary, by obudzić Harry'ego i poprosić o natychmiastowy kontakt z ambasadą. To w ten sposób para dowiedziała się o śmierci jednego z najważniejszych royalsów.
Przypomnijmy, że na pogrzeb księcia Filipa książę Harry poleciał sam. Był to pierwszy raz, gdy Harry pojawił się w Wielkiej Brytanii od momentu megxitu w marcu ubiegłego roku.