Zaczynamy z grubej rury, bo od jednego z najpopularniejszych (i najważniejszych) seriali w dziejach telewizji, który na naszych oczach zaliczył iście spektakularny upadek. Pierwsze sezony "Gry o tron" to prawdziwe arcydzieło, jednak już na wysokości 7. sezonu zauważyliśmy zmęczenie twórców, którzy zwyczajnie mieli dość. Zamiast jednak oddać stery, poprowadzili ten statek na samo dno, czego fani po dziś dzień im nie wybaczyli.
W finałowych odcinkach GOT bolało wiele rzeczy. Ukatrupienie wątku Nocnego Króla, zanim na dobre się rozpoczął, wykorzystywanie tanich chwytów (z deus ex machiną na czele), pisanie scenariusza na kolanie, pominięcie istotnych wątków, zniszczenie rozwoju i osobowości bohaterów (Jaime'a Lannistera będę im wypominać do końca życia) oraz jako wisienka na torcie - przedkładanie szokowania widzów nad sens opowiadanej historii. Wszystko to sprawiło, że finał "Gry o tron" to najbardziej spartaczone zakończenie, jakie widziała telewizja.