Pacjentce bydgoskiego szpitala trzy tygodnie temu odeszły wody płodowe. Mówi, że lekarze czekają na obumarcie płodu

i

Autor: Pexels

wydarzenia

Pacjentce bydgoskiego szpitala trzy tygodnie temu odeszły wody płodowe. Mówi, że lekarze czekali na obumarcie płodu

2023-06-16 7:42

Pani Roksana poszła po pomoc do mediów, bo bała się o swoje życie. Opowiada, że w 21 dniu po odejściu wód płodowych lekarze wciąż nie zdecydowali o cesarskim cięciu. Szanse na przeżycie 24-tygodniowego płodu z uszkodzeniami genetycznymi były znikome, miała czekać, aż obumrze. Z nieoficjalnych informacji wynika, że decyzja o cesarce zapadła 8 czerwca. Mamy komentarz szpitala.

To, co 32-letnia pani Roksana przeżywa w bydgoskim szpitalu przypomina jej los 33-letniej pani Doroty, która zmarła w szpitalu w Nowym Targu z martwym płodem w brzuchu. Mówiła o tym dziennikarzom telewizji TVN, którzy nagłośnili sprawę. Jak opowiada, w domu czeka na nią roczny synek, do którego bardzo chce wrócić. Sytuacja jest dla niej podwójnie trudna, bo najpierw musiała przyjąć do wiadomości informację o tym, że płód nie ma szans na przeżycie, a teraz mierzy się ze strachem o własne życie.

- Z badań wynika, że 24-tygodniowy płód jest nieodwracalnie uszkodzony genetycznie i ma znikome szanse na przeżycie. Jak mówi pani Roksana - lekarze czekają, aż płód obumrze - relacjonują dziennikarze TVN.

Z nieoficjalnych informacji podanych przez członkinie grupy Toruńska Brygada Feministyczna wynika, że 8 czerwca lekarze Szpitala Uniwersyteckiego im. Biziela w Bydgoszczy zdecydowali o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia i przeprowadzili zabieg następnego dnia. Poprosiliśmy rzeczniczkę lecznicy o komentarz.

- Szpital z całą mocą pragnie podkreślić, iż jego działania są nakierowane na dobro pacjentów - czytamy w oświadczeniu przesłanym przez Kamilę Wiecińską, rzeczniczkę Biziela. - Decyzje diagnostyczno- terapeutyczne są podejmowane na bieżąco w oparciu o bieżący stan zdrowia pacjenta, zgodnie z kanonami wiedzy medycznej i za zgodą pacjenta. Decyzje te nie mogą być „wymuszane” presją medialną czy wywieraną przez inne osoby nie posiadające koniecznej wiedzy o stanie zdrowia pacjenta. Szpital rozumie, iż interwencje takie podejmowane są w dobrej wierze, jednakże powodują one zbędny niepokój społeczny, z uwagi na wskazany brak pełnego obrazu sytuacji - dodaje.

Marsz dla 8-letniego Kamilka. Mieszkańcy Częstochowy wyszli na ulicę